Człowiek z księżyca (1999, reż. Milos Forman)
„Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?” – na te pytania pod koniec XIX wieku starał się odpowiedzieć Paul Gauguin, tworząc jedno ze swoich największych dzieł. Ponad wiek później w nieco innej formie te same nurtujące zagadnienia próbuje zgłębić Jim Carrey w found fottage’owym filmie Chrisa Smitha, „Jim i Andy”. Po dwudziestu latach od premiery „Człowieka z księżyca” opowiadającego losy komika Andy’ego Kaufmana, twórcy ujawniają archiwalne nagrania z planu, nadbudowane komentarzem Carreya. Podobnie jak obraz francuskiego postimpresjonisty, „Jim i Andy” to dzieło snujące rozważania nad naszą kulturą, życiem według ściśle utartych konwenansów oraz idei buntu, ucieczki i kontestacji rzeczywistości.
Porozmawiajmy o Jimie
Kreacja artystyczna wielokrotnie przeradza się w pewnego rodzaju terapię. Najlepszym tego przykładem jest transformacja jaką przeszedł podczas produkcji „Człowieka z księżyca” Jim Carrey. Aktor, chcąc jak najlepiej wejść w swoją rolę, przeniósł spektakl do codzienności, odgrywając go również poza planem zdjęciowym. Będąc kimś innym chętnie rozmawiał jednak o sobie samym, o „strachu Jima, że pozostanie niezauważony”, czy o tym że „Jim chce być lubiany i boi się, że ludzie nie dostrzegą jego potęgi i wszechmocnej kreatywności”. Odcięcie się od własnej osoby było dla Carreya czasem na refleksje o swojej naturze i formą buntu wobec rzeczywistości. Autokreacja jest jednym z mechanizmów dystansowania się od otaczającego nas świata, stosowana nie tylko przez aktorów, ale przez wielu z nas w codziennym życiu, czy też psychologów. Podczas odgrywanej dramy pacjenci wchodzą w rolę swoich bliskich lub rozmawiają z terapeutami, którzy z kolei wcielają się albo w chorego, albo w kogoś z jego otoczenia.
Okres zdjęciowy był poniekąd dla Carreya sesją terapeutyczną. Jak sam przyznaje utożsamianie się z Andym pozwoliło mu dostrzec wiele własnych cech. Przytoczone przeze mnie fragmenty wypowiedzi głównego bohatera odnoszą się do jego początków kariery. Pragnął wówczas sławy, chciał być zabawny i zauważany, bo przez to otrzymywał uwagę i miłość. Czuł się wyjątkowy, ale bał się, że kiedyś to minie i świat o nim zapomni. Syndrom Normy Desmond demaskuje naturalne ludzkie pragnienie pozostania w świetle reflektorów. Przyznanie się do strachu jest jednak przez wielu uważane za słabość, przez co swoje lęki łatwiej wyznawać chowając się za maską.
Człowiek z księżyca (1999, reż. Milos Forman)
Wyzwalając wewnętrznego Tony’ego
Ze spostrzeżeń Carreya wyłania się wyjątkowo pesymistyczna wizja świata, w której jako jednostki nie mamy żadnego wpływu na nasz los. Przychodząc na świat jesteśmy automatycznie wpisani w abstrakcyjne schematy, takie jak określona kultura, w której się wychowujemy, religia jaką wyznajemy czy miejsce w jakim przyjdzie nam uczęszczać do szkoły. Jak podkreśla aktor, jedynie bunt przeciwko narzuconym nam ramom może wyznaczyć ścieżkę do szczęścia. Podobnie jak Carrey, Kaufman kontestował idee konserwatyzmu wobec wpajanych nam konwenansów kulturowych. Popularny w latach 70. i 80. komik na potrzeby własnego spektaklu wymykał się wszelkim konwencjom zarówno estradowym, jak i kulturowym. Wchodząc w rolę grubiańskiego i aroganckiego Tony’ego Cliftona, mógł wdrożyć w spektakl cechy swojej postaci. Do jego popisowych numerów należało oblewanie widzów wodą lub stosowanie wobec nich agresji słownej. Nikt nie wiedział kiedy i czy w ogóle kończy się jego przedstawienie. Żartował ze świata, unosząc się nad jego powierzchnią, nie czując strachu przed nikim i niczym, ponieważ każdy swój czyn mógł usprawiedliwić kreacją.
Jak zauważa Carrey, Kaufman za cel swoich ataków obierał zazwyczaj osoby wywyższające się, pewne siebie, czego przyczyn być może powinniśmy szukać w młodości komika. Z powodu swej wątłej postury, która była jego kompleksem, stawiał się zawsze w pozycji podległej. Media oraz dyskurs społeczny propaguje zakorzeniające się w świadomości ogółu ideały oraz postawy, do których każdy powinien dążyć. Odstępstwo od tego prowadzić może do deprecjonowania, odrzucenia i przemocy symbolicznej – często niewidocznej, lecz być może boleśniejszej od tej fizycznej. Kreacja na zgryźliwego tetryka poniekąd umożliwiła danie upustu cierpieniu wyobcowanego Kaufmana. Dzięki ukryciu się za maską ekstrawertyka wreszcie mógł stanąć w pozycji dominującej, upokarzać tych, którzy z pewnością wcześniej byliby skłonni obrazić jego. Rodzi się jednak pytanie, czy poprzez kreację skrywamy własną naturę – czy wręcz przeciwnie – umożliwia nam ona wyrażanie własnych poglądów tłamszonych przez kulturę?
Człowiek z księżyca (1999, reż. Milos Forman)
Nagość, „czarny skurwiel” i jeszcze raz Tony
Kim jednak właściwie jest przywoływany przeze mnie ekstrawertyk? Cytując Georga Simmla, ekstrawagancja jest zwróceniem na siebie uwagi społeczeństwa, poprzez „danie wyrazu skłonności do najbardziej wymyślnych dziwactw, (…) zmanierowania, kaprysu, pretensji. Dla wielu natur jest to jedyny sposób, aby okrężną drogą – poprzez świadomość innych – zachować szacunek do samego siebie oraz świadomość zajmowania określonej pozycji”1. Takie osoby świadomie demonstrują swoją odmienność poprzez zachowanie, ubiór czy język kształtując własną, niepowtarzalną jakość. Ekstrawertyzm jest pewnego rodzaju kreacją, ale ta, którą przyjęli zarówno Kaufman, jak i Carrey jest przy tym kontrkulturowym buntem, ucieczką przed konwenansami, dającą poczucie wolności. Allen Ginsberg – sztandarowy przedstawiciel nurtu bitników w literaturze, podczas jednego z wieczorów autorskich, zapytany o to, co chce wyrazić w swojej twórczości, odrzekł „nagość”, po czym zrzucił z siebie ubranie, bez którego pozostał do końca spotkania. Carrey z kolei zaproszony do „The Arsenio Hall Show” udawał pijanego, wtaczając się do studia z butelką alkoholu. Widownia początkowo reagowała śmiechem przypuszczając, że jest to jedynie skecz, ale rasistowski dowcip wobec czarnoskórego prowadzącego wprowadził grobową ciszę. Występ publiczny podobnie jak funkcjonowanie człowieka w kulturze ma określone reguły, których przekroczenie jest uznawane za dewiację.
Podobnie jak bitnicy, Kaufman i Carrey szukali nowych doświadczeń, transgresji, które będą demaskowały ludzkie słabości czy lęki społeczne. Performansy, których się dopuszczali były socjologicznymi sprawdzianami. „Nawet jeśli to tylko skecz, to gdy się zaśmieję z rasistowskiego żartu, zostanę odebrany jako rasista.” – zdawała się myśleć, podczas występu Carreya, większość publiczności. „Jeśli zwrócę uwagę Tony’emu, że nie powinien oblewać tego człowieka wodą, może również oblać mnie”. Bierna postawa uczestników występów obu komików, ukazywała lęk społeczny przed łamaniem kulturowych konwenansów, wychodzeniem przed szereg. Z łatwością możemy przełożyć to na funkcjonowanie jakichkolwiek grup społecznych, w których solidarność i jedność są cechami zapewniającymi jednostkom bezpieczeństwo.
Wolność była od zawsze celem kontestatorów. Bunt zaczynał się tam, gdzie była ona naruszana lub ograniczana. Współcześnie w kulturze zachodniej, gdy dyskryminacja rasowa nie jest problemem na taką skalę jak choćby pół wieku temu, a trzy fale feminizmu spowodowały zwrot ku równouprawnieniu kobiet, coraz częściej zwracamy uwagę na to, że bez względu na wszystko, wolność jednostki może okazać się czymś nieosiągalnym. Buntownicze spektakle Kaufmana i Carreya utwierdzają nas jedynie w przekonaniu, że sami sobie stwarzamy kulturowe ograniczenia.
„Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?”. Podobnie jak Paul Gauguin, „Jim i Andy” pozostawia nas z wieloma pytaniami, na które jak się zdaje nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Ale jak pisał Marek Hłasko: „Życie ludzkie jest pytaniem, a nie odpowiedzią”, a przecież to właśnie ciekawość odpowiedzi napawa nas chęcią do życia…
Dawid Dróżdż