Watchmen: Strażnicy (2009, reż. Zack Snyder)
Wydany w 1986 roku komiks Alana Moore’a Strażnicy jest uznawany za jedno z ważniejszych dzieł w swoim nurcie. W magazynie Time został określony jako „wspaniała pożywka dla wyobraźni, […] przebudowująca komiksowe schematy, aby stworzyć tajemniczą, dystopijną [sic!] historię”. Nic dziwnego – lata 80. były schyłkiem brązowej ery komiksu superbohaterskiego.
Jakkolwiek sama powieść graficzna szybko zdobyła nie tylko rozgłos, ale także prestiżową nagrodę Hugo, nikt w latach 80. nie podjął się nakręcenia adaptacji filmowej. Powodów było kilka: w tych czasach nie robiono tego typu filmów superbohaterskich (wystarczy wspomnieć powstałego w tym czasie kiczowatego i naiwnego Supermana III, 1983, reż. Richard Lester), komiks uznawano za wyjątkowo trudny do przełożenia na język filmowy, a poruszana przezeń problematyka wojny w Wietnamie, nadal świeżej w pamięci Amerykanów, wydawała się skrajnie nieodpowiednia do przedstawienia za pomocą nurtu, który wielu odbiorcom kojarzył się głównie z historyjkami dla dzieci.
Stworzenia filmu na podstawie Strażników podjął się na początku dwudziestego pierwszego wieku Zack Snyder. Zarówno powieść graficzna, jak i film podejmują się demitologizacji postaci amerykańskiego superbohatera. Przez lata oddziaływań komiksów superbohaterskich na popkulturę w USA natworzyło się mnóstwo schematów i klisz towarzyszących temu nurtowi, praktycznie niezmiennych przez całą złotą oraz brązową erę.
Watchmen: Strażnicy (2009) przede wszystkim rozprawiają się z ideą bohatera jako autorytetu moralnego. Mimo że od ukazania się powieści graficznej do powstania jej adaptacji minęło ponad trzydzieści lat, przedstawienie herosa inaczej, niż jako protagonisty z niewielkimi wadami czy chociażby antybohatera, było zabiegiem dość kontrowersyjnym.
Warto pamiętać, że komiks superbohaterski ma moralizatorstwo wpisane praktycznie w samą podstawę swojego istnienia. Komiksy złotej (lata 30. i 40.) i srebrnej ery (50. – 60.) przeznaczone były dla młodszych odbiorców, podobnie zresztą jak wszelkie ich ekranizacje z lat 60. – 70. Stąd na przykład (utrzymana, chociaż z wyjątkami, do dnia dzisiejszego) zasada, że Batman i Superman nie zabijają swoich przeciwników.
Watchmen: Strażnicy (2009, reż. Zack Snyder)
W Watchmen: Strażnikach całkowicie zrezygnowano z wątków moralizatorskich. Bohaterowie prezentują postawy od jednoznacznie złych i zepsutych moralnie (Jeffrey Dean Morgan jako Komediant, zbrodniarz wojenny i sadysta), amoralnych (Billy Crudup w roli Doktora Manhattana), czy przywodzących na myśl postaci z kina noir, cynicznych i bezwzględnych (Jackie Earle Haley, czyli Rorschach). Pojawiającą się regularnie zarówno w filmie, jak i komiksie kwestią jest „Quis custodiet ipsos custodes? Who watches the watchmen?” („Kto pilnuje strażników?”). Ma to na celu pokazanie, że rola nienadzorowanego przez nikogo vigilante przyciąga zarówno jednostki wybitne, jak i patologiczne, przekonane o własnej wyjątkowości, które nie znalazłyby miejsca w jakiejkolwiek zorganizowanej strukturze.
Podobnie poruszony jest temat konsekwencji płynących z pozostawiania przy życiu nawet najbardziej zatwardziałych kryminalistów. W retrospekcji, w której widzimy, jak Rorschach po raz pierwszy decyduje się zabić, ukazana jest wadliwość systemu więziennictwa, a bohater ponadto uważa – co byłoby nie do pomyślenia dla klasycznych superbohaterów – że kara więzienia dla zabójcy i gwałciciela dziecka nie jest sprawiedliwa. Finalnie otrzymujemy dwuznaczną scenę morderstwa, wynikłą z chęci rozwiązania problemu narastającej liczby brutalnych przestępstw.
Kolejna demitologizacja dotyczy idei supermocy. To miejsce, gdzie przechodzimy już od „Who watches the watchmen” do „Who watches the Übermenschen?” („Kto strzeże nadludzi?”). De facto w filmie przedstawiona jest tylko jedna postać obdarzona prawdziwie paranormalną mocą – Doktor Manhattan, będący jednocześnie bezpośrednim nawiązaniem do Supermana oraz Atoma, jak i do amerykańskiego projektu budowy broni atomowej Manhattan. W klasycznym przedstawieniu superbohatera wątki krążą wokół odpowiedzialności wynikającej z posiadania nadzwyczajnych umiejętności. Doktor Manhattan jest jednak przykładem konsekwencji powstających z supermocy. Naukowiec Jon Osterman, przemieniony za sprawą wypadku w praktycznie postludzki byt i ostateczną broń zagłady dla Ameryki, w końcu traci człowieczeństwo – nie bezpośrednio z powodu swoich mocy, a psychicznych konsekwencji ich posiadania. Jego sposób postrzegania świata doprowadza w końcu do niemalże całkowitego zobojętnienia na los ludzkości. Finalnie zresztą Doktor Manhattan opuszcza Ziemię, uznając samotne życie w głębi kosmosu za bardziej interesujące niż ingerowanie w ludzkie społeczeństwo.
Watchmen: Strażnicy (2009, reż. Zack Snyder)
Nazwanie Doktora Manhattana „ostateczną amerykańską bronią zagłady” ujawnia zresztą kolejny element demitologizacji kliszy. O ile w złotej erze używano częstokroć komiksów tego nurtu w celach propagandowych, praktycznie wszystkie późniejsze historie obrazowały walkę dobra ze złem w najbardziej podstawowej formie – superbohater reprezentował stronę dobra, a to, z czym walczył, było złe. W Watchmen: Strażnikach pada natomiast zdanie: „Superman istnieje… i jest Amerykaninem”. Druga część zdania jest tu kluczowa, niedługo potem widzimy bowiem na ekranie prezydenta Nixona proszącego Doktora Manhattana o interwencję w sprawie wojny w Wietnamie. Superbohater nie walczy więc po stronie dobra, zawiązany konflikt nie jest konfliktem moralnym, a wyłącznie politycznym. Przez resztę filmu wszystkie flagi USA mają jedną gwiazdkę więcej niż normalnie – Wietnam staje się kolejnym stanem.
Jest to przykład niezwykłego, jak na standardy nurtu superbohaterskiego, wpływania bohatera na realną politykę. Zimna wojna ma swoją podstawę w lęku przed Doktorem Manhattanem, lęku każącym ZSRR zbroić się w sposób nieporównywalny z historycznymi realiami. Ludzie boją się Doktora Manhattana bardziej niż projektu Manhattan, tak samo jak bardziej boją się konkretnego terrorysty niż perspektywy posiadania przez wrogów ukrytej broni. Wietnam zaognia jeszcze konflikt pomiędzy mocarstwami i kiedy Doktor Manhattan znika, świat staje na skraju wyniszczenia atomowego. Potęga superbohatera – inaczej niż w klasycznym przedstawieniu – powoduje lęk mający konkretne konsekwencje, lęk całych narodów, polityków, a także zwyczajnych ludzi. Sam fakt istnienia nadludzkiej istoty jest powodem do otaczania się bombami atomowymi na wypadek niespodziewanego ataku.
Temu konfliktowi nie podołałby bohater głównego nurtu superbohaterskiego z lat 80.. Nie jest to konflikt dobra ze złem, ani sytuacja, gdzie wystarczy umieścić antagonistę w więzieniu. Film co prawda posiada niemalże klasycznego supervillaina, jednak tradycyjne złapanie go w potrzask nic nie daje. Adrian Veidt, pseudonim Ozymandiasz (Matthew Goode), to przykład antagonisty pragnącego poświęcić część ludzkości dla dobra większości. Pomimo że sama konstrukcja postaci kojarzy się z przeciwnikiem klasycznego herosa, jednak biorąc pod uwagę kontekst moralny, tak ważny dla dynamiki superbohater-superłotr, Ozymandiasz nie jest bardziej zdeprawowany od reszty bohaterów.
Plan Ozymandiasza działa, a film dekonstruuje również schemat klasycznego superłotra. Ozymandiasz wygłasza przed protagonistami przemowę odnoszącą się do jego planu: zniszczyć największe światowe miasta w sposób pozorujący atak Doktora Manhattana, co ma doprowadzić do odłożenia na bok sporów USA i ZSRR oraz zjednoczenia się przeciwko większemu wrogowi. Prowadzi to do najsłynniejszej sceny w filmie, gdy Ozymandiasz, na stwierdzenie innych superbohaterów, że nigdy mu na to nie pozwolą, odpowiada: „Myślicie, że wyjawiłbym wszystko, gdyby był chociaż cień szansy, że mnie powstrzymacie? Zrobiłem to trzydzieści pięć minut temu”.
Watchmen – zarówno film, jak i powieść graficzna – były próbą urealnienia konfliktów i zachowań superbohaterów, odejścia od ukazywania treści przeznaczonej do edukowania dzieci i nastolatków. Jednocześnie posługując się jednymi schematami, inne dekonstruuje i przeinacza. Pojawiające się przez cały seans zdanie „Quis custodiet ipsos custodes?” jest esencją przekazu filmu, poruszającego głównie kwestie konsekwencji posiadania zbyt wielkiej władzy: zarówno na poziomie psychicznym i moralnym, jak i na poziomie polityki. W porównaniu z optymistycznymi historiami ze złotej ery komiksu, rozważania na temat moralności i ludzkiej natury w Strażnikach dają obraz ponurego, skomplikowanego świata, powiązanego zależnościami, gdzie nie da się być jednoznacznym superbohaterem.
Lena Helman