Wspomnienia z gwiezdnego pyłu (1980, reż. Woody Allen)
Woody Allen zafascynowany był X Muzą od dziecka. Jak sam wspomina, kiedy rodzice wysyłali jego rówieśników na dwór lub na plażę, on wolał zaszyć się samotnie w ciemnym kącie jakiegoś kina. Stało się ono dla niego prawdziwym sanktuarium, ucieczką od domowych kłótni. Pełna fantazji fabuła wygrywała bowiem z otaczającą go szarą rzeczywistością.
Filmowy eskapizm to temat głęboki jak rzeka, chętnie podejmowany przez nowojorskiego reżysera. Nic dziwnego. To podpatrywani – zwłaszcza w młodości – wielcy reżyserzy, jak Fellini czy Buñuel, ukształtowali jego myślenie o filmie oraz sposób patrzenia na świat. Nietrudno wyobrazić sobie nastoletniego Allena, który, zamiast do szkoły, wymyka się na wagary do kina, niczym Antoine Doinel z 400 batów (1959) Truffauta. Jak dobrze wiemy, bohaterowie Allena często będą chodzić do kina i to nie tylko na pięciogodzinne filmy o Holokauście. W jednej z pierwszych scen Annie Hall (1977), para umawia się na Personę (1966) Ingmara Bergmana, kolejnego mistrza z prywatnego panteonu Allena. Gdy dziewczyna się spóźnia, bohater grany przez reżysera odmawia wejścia na salę projekcyjną, bowiem – jak mówi – ogląda filmy wyłącznie od początku do końca. Kinowa pedanteria czy kokieteryjna neuroza?
W poszukiwaniu ucieczki
Niekiedy medium filmowe staje się dla stworzonych przez Allena postaci narzędziem zmiany rzeczywistości lub przynajmniej próbą jej ujarzmienia. Wątek o charakterze metafilmowym najsilniej wybrzmiewa we Wspomnieniach z gwiezdnego pyłu (1980), gdzie śladem Osiem i pół (1963) Felliniego Allen bawi się figurą autora-reżysera. Akcja rozgrywa się głównie w niewielkim miasteczku, gdzie trwa festiwal filmowy. Pobyt w hotelu o nazwie Stardust kosztuje Sandy’ego Batesa mnóstwo niepotrzebnego stresu wywołanego przez nachalnych fanów. Ich natarczywy wzrok skierowany do kamery i w nas, widzów, wywołuje poczucie osaczenia. Pogłębiają je rozwrzeszczane fanki, początkujący aktorzy próbujący wkupić się w łaski reżysera, producenci, wobec których Bates poczynił zobowiązania, oraz natrętne kochanki. Mężczyzna, bliski załamania, na spotkaniu z publicznością zwierza się, że nie chce już kręcić filmów – czuje zbyt dużą presję ze strony fanów oraz krytyki. Jest zagubiony i wypalony.
Wspomnienia z gwiezdnego pyłu (1980, reż. Woody Allen)
Kryzys twórczy, przez który przechodzi główny bohater, wyzwala w nim nieznane wcześniej emocje. Rodzi też tytułowe wspomnienia, w które ucieka, i które – na naszych oczach – staną się kanwą jego nowego filmu. Nakręcone do tej pory dzieła są dla Sandy’ego z jednej strony przekleństwem, a z drugiej terapią.
Proces tworzenia, zanurzony w odmętach nieustrukturyzowanej pamięci, jawi się bohaterowi Wspomnień jako coś wyjątkowego, ustanawiając oś fabularną filmu. Ta autorefleksyjność rysuje echa nie tylko filmu Felliniego, lecz także wielkich powieści wybitnych pisarzy XX wieku: Prousta i Joyce’a – oczywiście w komediowej tonacji. Zamiast proustowskiej magdalenki zanurzonej w herbacie ciąg nieskrępowanych skojarzeń u głównego bohatera wywoła królik w potrawce, przygotowany przez kucharkę Batesa. Od tej pory akcja filmu toczyć się będzie w jego umyśle, podróż w głąb siebie okaże się doskonałą ucieczką przed atakami rozwrzeszczanych fanów oraz aroganckich krytyków.
Magia kina
Młodzieńcza fascynacja kinem z perspektywy widza powraca w Purpurowej róży z Kairu (1985), a odzwierciedla ją postać o imieniu Cecilia. Ta zagubiona, skłonna do nadmiernej melancholii dziewczyna szuka schronienia właśnie w kinie. Ucieka od ponurej rzeczywistości, panującej w latach 30-tych XX wieku na ulicach New Jersey, do olśniewającego świata filmu, którego domeną były luksusowe apartamenty, szampan, klejnoty. Ucieka również od męża, nędznej figury pseudomacho, spędzającego czas na piciu piwa z kolegami, przeklinaniu, bądź obserwowaniu wyścigów szczurów (i to nie w sensie metaforycznym). Nie bez przyczyny Allen, analizując wczesne lata swojej młodości, wspomina, że „kino było najdoskonalszym środkiem uspokajającym, najskuteczniejszym balsamem, jaki można sobie wyobrazić”1.
Purpurowa róża z Kairu (1985, reż. Woody Allen)
Żywi chcą być fikcją, a postacie fikcyjne pragną ożyć – tak w skrócie można by opisać główną myśl Purpurowej Róży z Kairu. Protagonistka, portretowana przez Mię Farrow, cierpi z powodu swojej pracy; nie chce być zwykłą kelnerką w podrzędnej jadłodajni. Nie może jednak liczyć na męża, w konsekwencji czego ciężar utrzymywania rodziny spada na nią. Trudną sytuację stale pogrążonej w marzeniach młodej kobiety zauważa Tom Baxter, przystojny archeolog. Sytuacja nie należy jednak do najłatwiejszych. Zauroczenie ma miejsce w kinie, a Baxter nie jest postacią rzeczywistą. To bohater filmu, na który wybrała się Cecilia. Jej melancholijne piękno uderza w przystojnego blondyna i sprawia, że mężczyzna przerywa dialog i – ku wielkiemu zdumieniu innych widzów – przekracza barierę ekranu, po czym dosłownie z niego wychodzi. Cecilia nie może uwierzyć we własne szczęście, pragnie więc wytrwać w nim jak najdłużej. Platoniczny romans z atrakcyjnym poszukiwaczem przygód to szczyt jej marzeń, ale też rodzaj bańki mydlanej, która w pewnym momencie musi pęknąć.
Po kilku beztroskich godzinach spędzonych z nowym ukochanym Cecilia, mając do wyboru fikcję i rzeczywistość, wybierze tę drugą, zdając sobie sprawę z ulotności kinowej niezwykłości. Przepełniona rozczarowaniem, wraca do pracy, której nie ceni, do domu, do którego nie chce wracać. W głębi ducha pozostaje jednak marzycielką. W ostatniej scenie filmu, podczas późnego powrotu do domu, zatrzymuje się na chwilę przed kinem, patrząc na afisz. Ponownie ulega i wchodzi do budynku. Gdy tylko na ekranie pojawiają się olśniewające napisy, zapowiadając kolejny wyidealizowany świat w stylu Hollywood, na jej twarzy pojawia się uśmiech. A my, widzowie, uśmiechamy się razem z nią.
Purpurowa róża z Kairu (1985, reż. Woody Allen)
Kino jako psychoterapia?
Cecilia to krucha i wrażliwa kobieta. Typ marzycielki z dużą dozą naiwnej prostoduszności. Douglas Brode w krytycznym tekście o Purpurowej Róży z Kairu obwołuje dziewczynę symbolem amerykańskiej publiczności lat trzydziestych – „ludzi, których życie było tak ponure, że z radością oglądali ten inny, wspaniały świat”2. Jej postać to bez wątpienia nostalgiczny powrót Allena do dzieciństwa. Bohaterka bardzo mu bliska, popadająca w intrygującą egzaltację o filmowym zabarwieniu. W jednym z wywiadów nowojorski reżyser powiedział: „Kino to forma psychoterapii. Najtańszej, bo grupowej. Działa po obydwu stronach ekranu”3. Twórca, kręcąc filmy, zawsze powtarza, że robi je dla publiczności, a krytykowana niekiedy eskapistyczna funkcja kina wydaje się mieć w jego przypadku pozytywny wymiar. Cecilia, uczestnicząc w seansie filmowym, doznaje osobliwego katharsis. Idzie przez życie dalej, doświadczając mniejszych lub większych porażek, właśnie dzięki kinu.
Paradoksalnie to ona, nie Sandy Bates ze Wspomnień z gwiezdnego pyłu, jest bohaterką, która mogłaby przyświecać twórczości słynnego neurotyka z Nowego Jorku. Podobną melancholią (oraz skłonnością do uciekania od rzeczywistości) Allen obdarzył wielu swoich bohaterów – między innymi Gila Pendera z komedii O północy w Paryżu (2011). Portret Cecilli to również określone spojrzenie na sztukę. A Purpurowa róża z Kairu jest doskonałym pomnikiem dla X Muzy, gdzie autotematyczne wątki sprawiają, że i my, wraz z bohaterką, wierzymy w magię kina.
Marcin Miętus
1. W. Allen, Woody według Allena: Autobiografia, z reżyserem rozmawia S. Björkman; przekł. A. Piotrowska, Znak, Kraków 1998, s. 179.
2. Cyt. za: T. Carroll, Woody Allen i jego kobiety, przekł. I. Doleżal-Nowicka, Zysk i S-ka, Poznań 1999, s. 34.
3. W. Allen, Bez kobiet byłbym nikim, rozmawia: A. Serdiukow, „Film” 2011, nr 3, s. 48.