Stare i nowe

1
Młodość

La giovinezza
Francja, Szwajcaria, Wielka Brytania, Włochy 2015
reż. Paolo Sorrentino
scen. Paolo Sorrentino
zdj. Luca Bigazzi
wyst.: Michael Caine, Harvey Keitel,
Rachel Weisz, Paul Dano, Jane Fonda

Po wygrzaniu się w blasku statuetek zdobytych za Wielkie piękno (2013), Paolo Sorrentino powraca w świetnej formie. Reżyser wysyła na wakacje bohaterów swojego najnowszego filmu, dla których sielskie pejzaże szwajcarskich Alp stają się miejscem niekończących się rozważań na temat pojęcia czasu i jego odczuwania.

Centralną postacią filmu jest były kompozytor i dyrygent Fred Ballinger (Michael Caine), który wraz ze swoim przyjacielem, reżyserem Mickiem Boyle’em (Harvey Keitel), przygląda się barwnej galerii postaci w luksusowym hotelu. Ośrodek wypoczynkowy jest u Sorrentino miejscem kontemplacji i doświadczania tytułowej młodości. Starsi wczasowicze – z głównymi bohaterami na czele – w pełni wykorzystują bogatą ofertę kurortu, poświęcając swój czas na zabiegi odmładzające i spacery po urokliwych alpejskich szlakach. Były gwiazdor futbolu, wzorowany na Diego Maradonie, na hotelowym korcie tenisowym nienagannie podbija piłkę tenisową, udowadniając dawną klasę – niestety już tylko przed sobą samym. Zapewne z chęcią ponownie wybiegłby na boisko, gdyby tylko masywny brzuch przypominający dziesięciokilogramową piłkę lekarską pozwolił mu wytrzymać trudy sportowej rywalizacji. Podkreślana przez Sorrentino degradacja ciała, uniemożliwia jednak podstarzałym bohaterom powrót do minionych dni chwały. Fred i Mick prześcigają się w wyliczaniu kropelek moczu, które udało im się oddać poprzedniego dnia, natomiast wspomnianemu piłkarzowi pozostało już tylko hojne rozdawanie autografów. W Młodości przemijanie wiąże się jednak również z dezintegracją umysłu, pamięci i sił twórczych.

Fred porzucił owocną karierę muzyczną pod wpływem tajemniczej tragedii, która spotkała jego żonę. Bez namysłu odrzuca nawet propozycję wznowienia dyrygentury, wysłaną prosto od brytyjskiej rodziny królewskiej. Tymczasem Mick, niegdyś uznany i wyróżniający się reżyser, marzy choćby o nawiązaniu do dawnych sukcesów. W tym celu zbiera grupę młodych scenarzystów – mają mu oni pomóc w napisaniu ostatniego filmu, który miałby być jego testamentem artystycznym. Przedstawicielem młodszego pokolenia gości ośrodka jest córka Freda – Lena (Rachel Weisz), która próbuje poradzić sobie z odejściem męża do stereotypowej i pustej gwiazdy muzyki pop (Paloma Faith). Ukojenie stara się odnaleźć w ramionach skromnego alpinisty Luki (Robert Seethaler). Poznajemy także przygotowującego się do roli, zblazowanego aktora (Paul Dano), tylko pozornie próżną Miss Universe (Mâdâlina Diana Ghanea) i nadzwyczaj cichą, przeżywającą wyraźny kryzys małżeńską parę. Wszyscy traktują szwajcarski hotel jako miejsce ucieczki od świata i sposobność zatrzymania umykającej młodości.

Problemem staje się jednak przepaść między „starymi” a „młodymi” (widoczna w scenach przedstawiających pracę nad scenariuszem filmu Micka), których ukształtowała już nowoczesna popkultura. Zderzenie dwóch skrajnie różnych tradycji jest jednym z motywów przewodnich Młodości. Sorrentino ponownie nawiązuje do Federico Felliniego, garściami czerpiąc z Osiem i pół (1963). Bezpośrednio świadczy o tym wątek przeżywającego kryzys twórczy reżysera, a szczególnie scena wizji Micka – pojawiają się w niej wszystkie aktorki, z którymi zetknął się on w swojej karierze. Włoski mistrz staje się jednak u Sorrentino także punktem odniesienia w zestawieniu modernizmu filmowego ze współczesnym popularnym kinem gatunkowym.

Wszelkie niezgrabności wynikające ze schematycznych rozwiązań w scenariuszu Młodości zrzucane są zazwyczaj na karb pewnego szoku językowego, jakiego zapewne doświadczył reżyser, po raz pierwszy realizując film nie w ojczystym włoskim, lecz w języku angielskim. Problem z filmem Sorrentino jest jednak bardziej złożony. Reżyser co chwilę igra z widzem, prowadzi niebezpieczną, mogącą doprowadzić do całkowitego dysonansu odbiorczego grę. Popada w przesadną sztampę, by po chwili zmiękczyć jej wydźwięk inteligentnym, autorskim rozwiązaniem (często jest to żart). Bardzo wymowna jest scena ponownych odwiedzin królewskiego wysłannika (Alex MacQueen), który za wszelką cenę stara się namówić Freda do udziału w koncercie na cześć księcia Filipa. Wyprowadzony z równowagi bohater w końcu wykrzykuje, że nie zamierza ponownie wykonywać swojego opus vitae – miłosnych Prostych pieśni, gdyż napisał je dla żony. Wyznaniem tym doprowadza przysłuchującą się rozmowie córkę do łez wzruszenia. Zarówno konstrukcja formalna (powtarzające się ujęcia Leny, budujące napięcie), jak i treść sceny wpadają w schemat taniej obyczajówki. W ostatniej chwili Sorrentino nakazuje jednak Fredowi przełamać konwencję i wkłada w jego usta subtelnie wypowiedziane do córki słowa: „Wiem, że płaczesz. Już przestań”.

Sorrentino nie podziela jednak Postmanowskiej krytyki „zabawiającej się na śmierć” kultury współczesnej – stara się ją raczej zrozumieć i z nią skonfrontować. Równowagę między odmiennymi tradycjami stara się zachować filmowa muza Micka, potencjalna gwiazda jego filmu, Brenda Morel (Jane Fonda). Kobieta brutalnie konfrontuje go z otaczającą rzeczywistością, odrzucając jego propozycję dla roli w serialu, który okazuje się znacznie bardziej dochodowy. Ponadto ujawnia przed nim opinię o słabości jego poprzednich filmów i wypaleniu twórczym. Opozycja tak zwanej kultury niskiej z wysoką widoczna jest także w innych zestawieniach postaci. Sztampowa gwiazdka pop przeciwstawiona jest wielkiej koreańskiej sopranistce – Sumi Jo. I tutaj Sorrentino nie rezygnuje z pewnej dawki ironii. Wyczekiwana, finałowa Prosta pieśń mogłaby być bowiem kolejnym hitem muzyki popularnej, o czym świadczą zarówno pojedyncze motywy w kompozycji, jak i sam tekst, będący wypadkową największych przebojów ostatnich lat.

W wielu wywiadach Sorrentino przyznawał, że czas i przemijanie są głównymi wątkami w jego twórczości. W Młodości udało mu się nawiązać niezwykły kontakt z widzem, właściwy najbardziej dyskursywnym dziełom kina autorskiego. Tymczasem dla reżysera przyszedł zasłużony czas wakacji. Miejmy nadzieję, że równie owocnych, co te ostatnie.

Tomasz Lasek