Serialowy falstart

1The Muppets (2015-, Bob Kushell, Bill Prady)

Wrzesień to nie tylko pora, gdy wyglądamy ostatnich promieni letniego słońca, ale też okres, podczas którego do życia budzi się amerykańska telewizja, zasypując nas pilotami nowych seriali. Patrząc na poziom tegorocznych nowości, mam nadzieję, że większość z nich wypadnie z ramówki, zanim zdążymy zapamiętać ich tytuły.

Skłamałbym, mówiąc, że na zapowiadane nowości czekałem z wypiekami na twarzy. Zamówione przez ogólnodostępne telewizje piloty wyglądały co najwyżej przeciętnie, ale nigdy nie jest przecież tak, że wszystko da się z góry przewidzieć. Nieraz serial, na który przed premierą mało kto zwracał uwagę, okazywał się prawdziwym diamentem. Po cichu liczyłem, że podobnie będzie i tej jesieni. Niestety, srogo się rozczarowałem.

Wszystko wtórność

We wrześniu nowymi tytułami w ramówce pochwalili się między innymi telewizyjni giganci – ABC, CBS i FOX. Wśród nich próżno było szukać poważnych dramatów poruszających tematy społeczne czy polityczne. Zamiast tego królowała akcja i rozrywka pozbawiona większych ambicji. W oczy rzucał się również zwrot telewizyjnych twórców w stronę wielkiego ekranu – dwie z nowości były bowiem kontynuacją filmowych przebojów sprzed lat.

2Minority Report (2015-, Max Borenstein)

Minority Report, bodaj najmocniej reklamowana produkcja FOX-a, podejmuje wątki z Raportu mniejszości Stevena Spielberga. Film z Tomem Cruisem w roli głównej opowiadał o świecie przyszłości, w którym przestępcy są chwytani jeszcze zanim zdążą popełnić morderstwo. Akcja serialu rozgrywa się dziesięć lat później, a postaci granej przez Cruise’a nie uświadczymy na ekranie (z oryginalnej obsady wrócił tylko jeden drugoplanowy bohater). Jego miejsce zajęła para – Detektyw Lara Vega (Meagan Good) i jasnowidz Dash (Stark Sands), jeden z tych, którzy w filmie zajmowali się przepowiadaniem przyszłości. W serialu już tego nie robią, bo program prewencyjny został zamknięty, jednakże Dash ciągle miewa wizje przyszłych morderstw. Gnębiony wyrzutami sumienia, stara się więc im zapobiec, a wspomaga go w tym wspomniana już policjantka.

Sam opis brzmi wtórnie, a na ekranie wygląda to jeszcze gorzej. Niestety, serialowy Raport nie zachował niczego z oryginału, który był niezłym, klimatycznym thrillerem science-fiction. Telewizyjna wersja to najzwyklejszy w świecie procedural osadzony w futurystycznej scenografii. Bohaterowie otrzymują wskazówki co do morderstwa i zaczyna się wyścig, by uratować potencjalną ofiarę. Zero emocji i skomplikowania scenariusza, który prowadzi widzów za rękę od początku do końca. Filmowa przyszłość była brudna, pesymistyczna, wypełniona zimnymi kolorami – tutejsza jest kolorowa i plastikowa, podobnie jak wypełniający ją bohaterowie, którym brak jakichkolwiek indywidualnych rysów. Nie spodziewałem się tu nie wiadomo czego, ale takie pójście po linii najmniejszego oporu aż kłuje w oczy i po prostu nie przystoi w czasach, gdy na małym ekranie twórcy potrafią już dokonywać cudów przy użyciu niewielkich środków.


Limitless (2015-, Craig Sweeny)

Niewiele lepiej wypada nowość od CBS – Limitless, czerpiąca pomysł z filmu o tym samym tytule (u nas znanego jako Jestem Bogiem). Czemu sięgnięto akurat po tak przeciętny materiał źródłowy, pozostaje dla mnie tajemnicą – być może chodziło o udział gwiazdy oryginału, Bradleya Coopera, który rzeczywiście pojawia się tu na chwilę, ale nie wnosi to do historii niczego konkretnego. Zresztą całe serialowe Limitless jest tak pozbawione inwencji, jak to tylko możliwe. Główny bohater (Jake McDorman) nie posiada w sumie żadnych właściwości. Przez większość odcinka biegał z punktu A do punktu B, a my doskonale wiedzieliśmy, jak to się skończy. Wspomniałem o tym, że ogólnie chodzi tu o zażywanie narkotyku zwiększającego wydajność mózgu? Więc właśnie o to chodzi, ale nie robi to większej różnicy, po prostu sprawia, że bohater biega nieco rozsądniej. Rozpisywanie się o Limitless jest całkiem pozbawione sensu. To wprawdzie sprawnie zrobiona, ale tak wtórna produkcja, że oglądając ją, dosłownie czuje się, jak zmarnowany czas ucieka przez palce. Trudno pojąć, kto i dlaczego zamawia akurat takie seriale, przecież inwencja jeszcze nie umarła, prawda?

Krzyk rozpaczy

Prawda, a przynajmniej można tak sądzić, patrząc na dwie inne premiery. Pierwsza z nich, Scream Queens (ponownie od FOX-a), to nowe dzieło telewizyjnego wyjadacza Ryana Murphy’ego, autora między innymi Glee i American Horror Story. Tutaj postanowił połączyć swoje dwa najsłynniejsze seriale i trzeba przyznać, że pomysł miał ciekawy. Tak przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda mieszanka produkcji młodzieżowej z horrorem. Niestety na dobrych intencjach się skończyło, ponieważ Scream Queens jest raczej irytujące, niż intrygujące.

Scream Queens (2015-, Ian Brennan, Brad Falchuk, Ryan Murphy)

Rozgrywająca się na kampusie uniwersyteckim historia seryjnego mordercy polującego na studentki należące do tamtejszego bractwa przypomina zupę, do której ktoś wrzucił wszystko, co znalazł w kuchni i postanowił wymieszać. Jest więc spora dawka mocno kpiarskiego teen movie, jest coś na kształt przerysowanego do granic możliwości slashera, jest szczypta romansu i trochę slapsticku. Całość się jednak nie łączy, poszczególne elementy zamiast płynnie ze sobą współgrać, zachodzą jeden na drugi, a widz siedzi skonfundowany, nie wiedząc, czy należy się bać, czy może raczej śmiać. Poprzednie produkcje Murphy’ego miały to do siebie, że wszystko w nich trzeba było traktować z przymrużeniem oka, wiedząc, że autor nie grzeszy subtelnością. Tutaj jednak przeszedł samego siebie, serwując niestrawnego potworka, opartego głównie o dowcipy bazujące na najbanalniejszych stereotypach. Żal tylko Jamie Lee Curtis, która jakimś sposobem znalazła się w samym środku tego bałaganu.

Pluszaki na ratunek!

Rozsądnym będzie więc zadać pytanie, czy coś się tej jesieni udało? Tak, honor ogólnodostępnych telewizji uratowała ABC, której z pomocą przyszły… pluszaki. Muppety, dokładnie rzecz biorąc. To nie żart, w jesiennej ramówce pojawiło się nowe wcielenie sympatycznych postaci, które w telewizji istnieją już od ponad czterdziestu lat. The Muppets prezentuje jednak nieco inne podejście do Kermita i spółki, niż znane do tej pory. Twórcy serialu doszli bowiem do wniosku, że pokażą Muppety zakulisowe, a co za tym idzie, dorosłe. Dobrze znani bohaterowie pracują więc przy programie Up Late with Miss Piggy, a obok tego obserwujemy ich codzienne problemy, takie jak na przykład związek misia Fozziego i wynikające z niego komplikacje międzygatunkowe. Brzmi to może przerażająco (zresztą w USA jest sporym problemem, którym zainteresowały się już konserwatywne organizacje rodzicielskie), ale wierzcie mi, że nie ma się czego bać. Twórcy z wielką gracją wybrnęli z trudnego problemu, jak pokazać dziecięce postaci w dorosłym wydaniu, nie obrażając przy tym nikogo.

5The Muppets (2015-, Bob Kushell, Bill Prady)

Dzięki temu trafili idealnie w swoją widownię – nie zapominajmy bowiem, że dla dzisiejszych amerykańskich trzydziesto-, czterdziestolatków Muppety są postaciami kultowymi i wspomnieniem z dzieciństwa. Ich dzisiejsze wcielenie jest natomiast dopasowane do gustów tychże dojrzałych dzieci – garściami czerpie z popkultury, sięga po celebrytów w gościnnych rolach, zgrabnie wyśmiewa damsko-męskie relacje i jeszcze podaje to wszystko w formie mockumentu. Przy tym pozostaje niesamowicie sympatycznym i tak naprawdę skierowanym do widza w każdym wieku programem. Potwierdzają to liczby, The Muppets miało bowiem najlepszą widownię ze wszystkich nowych produkcji i zdziwiłbym się, jeśli nie zostałoby już tak do końca jesieni. Tym bardziej, że zobaczyliśmy dopiero początek, prawdziwe sensacje, takie jak nowy chłopak Piggy, dopiero przed nami.

Kryzys?

Choć sięgam pamięcią kilka ładnych lat wstecz, to nie przypominam sobie tak słabego początku jesieni w amerykańskiej telewizji. A przecież, oprócz wymienionych tutaj, było jeszcze więcej rozczarowujących tytułów, jak Blindspot, The Bastard Executioner czy wyjątkowo koszmarny The Player. Kolejne w drodze? Na szczęście większość mamy już za sobą, teraz powoli z nowymi sezonami wracają sprawdzone seriale. Faktem jednak jest, że telewizyjni giganci tracą coraz większy dystans do stacji kablowych, przynajmniej jeśli chodzi o jakość produkcji, a jedne Muppety wiosny nie czynią.

Mateusz Piesowicz