Koń wychowany przez sfery, fraktale, samobójstwa czy też problemy współczesnego świata – wszystkie te kwestie zostały zebrane w całość przez Davida OReilly’ego, animatora 3D, na rzecz pozornie interaktywnego projektu pod wiele (oraz nic) mówiącym tytułem Horse raised by spheres.
Niedawno w odmętach internetu natknęłam się na koncept przeglądarkowy, którego prostota stała się punktem wyjścia dla odkrywania wielowymiarowej struktury, z jakiej została złożona fabularna warstwa serii przypowieści (Horse raised by spheres, The fractals, Childrens song, Wrong number, NDA) w formie animacji stworzonych przez Davida OReilly’ego. Kliknięcia myszki i wciskanie losowych klawiszy klawiatury rzadko zostają nacechowane tak dużą symboliką, jak ma to miejsce w przypadku tego projektu. Ze względu na minimalizm jego wizualnej strony, początkowo nie zwróciłam szczególnej uwagi na wewnętrzny monolog tytułowego bohatera, którym jest koń. Jednak z każdym wypowiadanym przez niego słowem, uświadamiałam sobie prawdziwość oraz społeczną aktualność przekazywanych treści. Brak tolerancji, lęk przed innością i odrzuceniem to zdecydowanie palące problemy współczesności. Podobnie, jak chęć bycia kimś innym, wynikająca z niemożności zaakceptowania tego, kim jest się w rzeczywistości. Właśnie takie egzystencjalne rozważania konia zrodzonego ze sfer dotyczą każdego z nas.
Kolejny rozdział – The fractals, prezentuje fragment historii dwóch stworków, które w sposób przywodzący na myśl znaną scenę w pociągu z Dnia świra, prowadzą pozornie pozbawiony sensu dialog. Sam tytuł może przywoływać różne interpretacje – od znaczenia matematycznego po sztukę fraktalną. Ze względu na to, że ich generowanie za pomocą komputera może stać się źródłem artystycznych poszukiwań, pozostaje tworzone dzięki stosowaniu numerycznych procedur iteracyjnych (w skrócie: wyodrębnionych części algorytmów o jednoznacznej nazwie, gdzie główną instrukcją jest zapętlenie). Niemniej jednak w kontekście przedstawianych historii można odczytywać je jako obiekty różne i jednocześnie samo-podobne, jak głosi teoria. Skupiając się natomiast na sposobie przedstawienia, niezwykle wyraźnie zarysowane zostały problemy komunikacyjne, jakie panują także w relacjach międzyludzkich. Echo będące pogłosem wymawianych przez fraktale słów potęguje wrażenie paradoksu dominującego w tej sferze. Część tę wieńczą słowa: „Było to w stanie przetwarzać wszystko, co można sobie wyobrazić”.
Kolejnej opowieści, która pozornie różni się od poprzednich, nadano znamienny tytuł Childrens Song. Zaczyna się niewinnie, od znanej wszystkim przedszkolakom piosenki, w naszym kraju przedstawianej jako pląs „głowa ramiona kolana palce”, śpiewanej przez ułożone w kółeczku dzieci. Wymieniając kolejne części ciała, utwór przeistacza się w okrutną pieśń prowadzącą do zbiorowego samobójstwa gromadki. Tragiczne zakończenie zostaje zwieńczone pozbawionym emocji podsumowaniem, z którego wynika, że każda nieudana iteracja była wyrzucana w przestrzeń kosmiczną.
Z polanki usłanej martwymi dziećmi twórca przenosi nas do łazienki, w której wymiotuje nastolatka. Dziewczęcy głos przemawiający spoza ekranu, przekazuje jej myśli. Poznajemy historię dziecka pragnącego atencji swojej matki, ta jednak zostaje przedstawiona jako kobieta zbyt zajęta plotkami, by poświęcić mu chwilę uwagi. Z letargu dziewczynę wyrywa pozornie głuchy telefon, który okazuje się być źródłem niewyjaśnionych wydarzeń: ze słuchawki wydobywa się męski głos wymieniający losowe cyfry, po czym informuje o pomyłce (nie bez powodu część ta nosi tytuł Wrong number). Moment, gdy bohaterka kończy rozmowę, przywodzi na myśl wszystkie amerykańskie remake’i japońskich horrorów, naznaczone lękiem przed technologiami i współczesnością. Niedługo po zakończeniu konwersacji, nastolatce objawia się wciąż rozmawiająca przez telefon matka, jednak nawet zjawa nie przejawia żadnego zainteresowania córką. Scena zostaje zwieńczona niemającymi końca wymiotami.
Myśląc, że widziałam już wszystko, odpaliłam ostatnią część animacji OReilly’ego – NDA. Absurd sytuacji przedstawionej w tej opowieści przerósł moje najśmielsze oczekiwania, a zwiastowało go zdanie wprowadzające: „Logika nie istniała”. Nie chcąc zdradzać wszystkich szczegółów, pozwolę sobie tylko na ciąg skojarzeń, jakie zrodziły się w mojej głowie. Obserwujemy prostytutkę wchodzącą do pokoju, w którym znajduje się klient. Bezmyślnie podpisując podsunięte przez niego papiery, kobieta zawiera pakt z diabłem, po czym w okraszonych masturbacją i spermą warunkach jej dusza zostaje pochłonięta przez piekło. Dlaczego w ten sposób? Lepiej chyba nie dociekać.
Cały cykl wieńczy postać umiejscowiona w pustce, melorecytująca słowa piosenki Hello! Ma Baby autorstwa Josepha E. Howarda oraz Idy Emerson, której przedmiotem jest historia młodzieńca zakochanego w dziewczynie znanej jedynie przez telefon. I stopniowe rozpływanie się w nicości.
Horse raised by spheres jest kolejnym projektem Davida OReilly’ego, kontynuującym zarysowaną w swoistym manifeście Basic Animation Aesthetics teorię, jakoby współczesna animacja zamiast dążyć do naśladowania rzeczywistości, powinna rozwijać się w kierunku, w którym nie będzie wyrzekała się swoich komputerowych korzeni, a wręcz przeciwnie. Współcześni artyści-animatorzy winni wykorzystywać elementy oprogramowania w swoich pracach. Autor stosuje się do swoich tez, co udowadniał zarówno poprzednimi projektami (Please Say Something, Octocat Adventure), jak i najnowszym, opisanym w tym tekście, sprowadzając animację 3D do granic absurdu. Zachęcam zatem do przeżycia oderwanej od rzeczywistości, kosmicznej podróży z koniem (oraz innymi potworami) poprzez sfery, a aby tego dokonać, koniecznie odwiedźcie stronę: http://thehorseraisedbyspheres.com/.
Ariana Jeż