Już nie córki drugiego planu

ak1  Zaklinacz koni (1998, reż. Robert Redford)

To raczej starsi aktorzy narzekają na brak ról, natomiast młodzi ponoć mogą w propozycjach przebierać – choć jednocześnie wielu z nich twierdzi, że na rolę życia poczeka z pewnością jeszcze co najmniej dekadę. Są wśród nich jednak i tacy, u których wybuch rozpoznawalności zaowocował całym kalejdoskopem kreacji.

,,Młodzi’’ w tuzinkowym znaczeniu tego słowa – a więc nastolatkowie z problemami charakterystycznymi dla swojego wieku – zostali przez amerykańskie kino niejako ,,odkryci’’ dopiero w latach 50. Znaczna poprawa sytuacji ekonomicznej tej grupy społecznej zaowocowała spędzaniem większej ilości czasu w kinie. Chcąc sprostać oczekiwaniom młodej widowni, postanowiono uczynić z jej przedstawicieli bohaterów pełnoprawnych i pierwszoplanowych. W tej kwestii nieoceniona pozostaje rola Jamesa Deana w Buntowniku bez powodu (1955, reż. Nicholas Ray), filmie, który prekursorsko pokazał moralne zepsucie nastolatków oraz narastający konflikt pokoleń. Dean zginął niecały miesiąc przed jego premierą, pozostając na zawsze symbolem romantycznego nonkonformisty.
Poza Stanami Zjednoczonymi zjawisko miało swoje mniej lub bardziej podobne odmiany, dość wspomnieć brytyjskich Młodych Gniewnych, a w Polsce – m.in. bikiniarzy, o których i dla których filmy zaczęły zrywać z obowiązującą wtedy poetyką socrealizmu. Powstał choćby Koniec nocy (1956, reż. Paweł Komorowski), gdzie jedną z ról zagrał będący wtedy jeszcze studentem łódzkiej filmówki Roman Polański.

Niepokorni idą do kina

,,Teen movie’’ jako gatunek ukonstytuował się w pełni dopiero trzydzieści lat później, w latach 80. i do dziś pozostaje nieprzerwanie rozwijającą się oraz zasilaną coraz większym budżetem gałęzią przemysłu filmowego. Oczywiście wykuł swój własny kanon gwiazd, z których niestety niewielu udało się utrzymać wypracowaną nastoletnim rozbłyskiem sławę w dalszej karierze. Dość wspomnieć Ralpha Macchio, dzielnego adepta sztuk walki z Karate Kid (1984, reż. John G. Avildsen), dorastającą w dziczy Brooke Shields (Błękitna Laguna, 1980, reż. Randal Kleiser) czy całą obsadę American Pie (1999, reż. Paul Weitz, Chris Weitz). Dziś można powiedzieć, chociaż wciąż z dozą rezerwy, że szufladkowanie aktorów na bazie ich młodzieńczego wizerunku zaczyna być reliktem przeszłości, a emploi nastoletnich gwiazd z biegiem czasu często poszerza się nie tylko o zróżnicowane role w kinie gatunkowym, ale nawet wykracza poza ramy głównego nurtu.

Właściwie mężczyznom dawniej było trudniej niż kobietom. Ideał męskości miał twarz dojrzałego zawadiaki, nie idealisty-żółtodzioba. Lepszy status w branży posiadali mali chłopcy niż młodzi dorośli. Za rolę w filmie Skippy (1931, reż. Norman Taurog) dziewięcioletni wówczas Jackie Cooper został nominowany do Oscara, i to w kategorii pierwszoplanowej. Inny Jackie, tym razem Coogan, w wieku siedmiu lat, po występie u boku Charliego Chaplina w Brzdącu (1921), został jedną z pierwszych gwiazd rodzącego się wtedy merchandisingu. Jego twarz zdobiła opakowania lalek, płyt, a nawet masła orzechowego. Kobiety natomiast były pożądane, smukłe i piękne, często dużo młodsze niż ich filmowi wybrańcy (wystarczy wspomnieć duet ledwie dwudziestokilkuletniej Lauren Bacall i starszego o ćwierć wieku Humphreya Bogarta). Ale dojrzałości i elegancji bez względu na wiek dodawały im wystawne stroje, nienaganne fryzury i mocno umalowane usta.

ak2Do szpiku kości (2010, reż. Debra Granik)

Osiemnaście? Niemożliwe!

Dziś fakt, że ktoś na swój wiek nie wygląda lub ciężko właściwie go określić, bywa dobrą kartą przetargową. Gdy Keira Knightley wkraczała na Piratów z Karaibów (2003, reż. Gore Verbinsky), przywracających do pełni chwały kino nowej przygody, miała siedemnaście lat. W tym samym roku zagrała wychodzącą za mąż Juliet w To właśnie miłość (reż. Richard Curtis), a osiągnięcie pełnoletniości zbiegło się ze zdjęciami do Króla Artura (2004, reż. Antoine Fuqua), gdzie za cały kostium służyło jej przez większość filmu kilka skórzanych pasów, rzemieni i plecionek. To i tak dużo, bo będąc Brytyjką, wymknęła się zagranicznej cenzurze w wieku niecałych szesnastu lat, grając rozbieraną scenę w Bunkrze (2001, reż. Nick Hamm). Właściwie nigdy, poza dziecięcym początkiem aktorskiej drogi, nie grywała pobocznych/drugoplanowych ról córek bądź dorastających panienek. Dziś zaledwie trzydziestoletnia, na koncie ma kilkadziesiąt filmów. Zagrała postaci historyczne (Sabina Spielrein w Niebezpiecznej metodzie, Joan Clarke w Grze tajemnic, Georgiana Devonshire w Księżnej), bohaterki literackiego kanonu (Lizzie Bennet w Dumie i uprzedzeniu oraz Anna Karenina), ukochane w kinie akcji (Jack Ryan: Teoria chaosu) – i nic nie wskazuje na to, żeby jej popularność miała w najbliższym czasie osłabnąć.

Natomiast Scarlett Johansson z kalekiej dziewczynki odzyskującej radość życia w Zaklinaczu koni (1998, reż. Robert Redford) w niedługim czasie przeistoczyła się w subtelną ekranową piękność, co dostrzegła Sophia Coppola. Kameralne Między słowami (2003) stało się jednym z najbardziej nagradzanych filmów roku, a osiemnastoletnia wówczas Johansson zbierała wszystkie możliwe (poza oscarową) nominacje do nagród, nie tylko za wspomnianą produkcję, ale także za powstałą w tym samym roku Dziewczynę z perłą (reż. Peter Webber). Kreowane przez nią z zaskakującą na tak młody wiek dojrzałością postaci, same zresztą również niezwykle poważne – utorowały jej drogę do aktorskiej pierwszej ligi. Niedługo później trzykrotnie zagrała u Woody’ego Allena (Scoop, Vicky Cristina Barcelona oraz Wszystko gra) oraz, po wyjątkowo nieszczęsnym Spirit – Duch Miasta (2008, reż. Frank Miller), przyjęła tym razem już udaną superbohaterską rolę Czarnej Wdowy z uniwersum Marvela. Przez ostatnią dekadę w wywiadach nieustannie podkreśla, że chce zaistnieć też poza seksownym wizerunkiem, z którym wszyscy ją utożsamiają. Najlepsze lata wciąż widzi dopiero przed sobą, chociaż ostatnio łączy występy w kasowych przebojach ze skromniejszym, nielansowanym na okładkach magazynów repertuarem (Szef, Kupiliśmy zoo, Hitchcock), a nawet kinem niekomercyjnym, jakim jest Pod skórą (2013, reż. Jonathan Glazer).

Nowa Meryl?

Właśnie do kariery Johansson porównuje się spektakularny sukces Jennifer Lawrence, o której napisane zostało już chyba wszystko. Jest niezwykle utalentowana, piękna, unika skandali, mocno stąpa po ziemi, kpi z hollywoodzkiej etykiety, ma do siebie ogromny dystans, a na czerwonym dywanie zawsze popełnia gafy. Pierwszą znaczącą rolą był jej występ w Granicach miłości (2008, reż. Guillermo Arriaga), u boku Kim Basinger i Charlize Theron. Już następna jej postać, Ree Dolly z Do szpiku kości (2010, reż. Debra Granik) rozpoczęła niekończące się pasmo sukcesów. Za ten film otrzymała pierwszą pierwszoplanową oscarową nominację, jako jedna z najmłodszych aktorek w historii, a dziś, pięć lat później, ma na koncie jeszcze jedną za American Hustle (2013, reż. David O. Russell) oraz samą statuetkę, również za rolę pierwszoplanową w Poradniku pozytywnego myślenia (2012, reż. David O. Russell). Ostatnią skazą w jej poczynaniach jest Serena (2014, reż. Susane Bier), za którą spadły na Lawrence silne zarzuty, że nie umie się samodzielnie wybić, jeśli nie jest prowadzona przez świetnego reżysera. Przed nią jeszcze trudniejsze zadanie, bo przyjęła angaż do remake’u klasycznego filmu Eli Kazana, Na Wschód od Edenu, a ze starcia z taką legendą niełatwo wyjść obronną ręką.

ak3Kick Ass (2010, reż. Matthew Vaughn)

Zaskakujący na tym tle może być przypadek Chloe Grace Moretz, grającej co prawda na dużym ekranie od siódmego roku życia, ale to nie słodkie, rezolutne bohaterki o wielkich oczach i jasnych włosach zaskarbiły jej miłość publiczności. W 2010 roku w ramach działań promocyjnych do sieci wypuszczono serię krótkich klipów z Kick-Assa (reż. Matthew Vaughn), dzieła rozprawiającego się z utartą formułą filmów komiksowych. Nie obyło się bez skandalu, bo w jednym z nich jedenastoletnia wówczas Moretz mówi „Okej, wy piz…, zobaczmy, na co was stać„, i nie są to jedyne wulgarne słowa, jakie padają z jej ust w filmie. Wciela się w postać Hit-Girl, lubującą się w rzucaniu nożami zamaskowaną heroskę, która nie ma oporów przed zabijaniem złoczyńców i uczy starszego od siebie Dave’a (Aaron Taylor-Johnson) niezbędnych dla superbohaterskiego fachu sztuk walki. Jej zdolnościami zachwycił się sam Martin Scorsese, oferując młodej aktorce zagranie skrajnie odmiennej, błyskotliwej i dobrej postaci w Hugo i jego wynalazku (2011). Obecnie już osiemnastolatka, zaczyna dobierać dla siebie coraz dojrzalsze filmy (ostatnio m.in. Sils Maria, gdzie wciela się w młodą gwiazdę nieumiejącą poradzić sobie z presją sławy), a jej kalendarz pęka w szwach – w tym roku ma mieć premierę aż pięć produkcji z jej udziałem. Ciekawe, jak będzie przebiegać dalszy rozwój kariery młodej aktorki, kiedy jej twarz przestanie już nosić wciąż wyraźne ślady dziecięcych rysów.

ak4Wszystko co kocham (2009, reż. Jacek Borcuch)

Wróżby na przyszłość

Młode gwiazdy to również przedstawiciele przeciwnej płci, chociaż wydaje się, że mimo ogólnego patriarchatu przemysłu filmowego, aż takiego boomu nie doświadczają. Intrygująco wygląda CV Josha Hutchersona, partnera Lawrence z Igrzysk Śmierci (2012, reż. Gary Ross), oraz uroczego chłopca z marzeniami z Mostu do Terabithii (2007, reż. Gabor Csupo). Warto wspomnieć też Kodiego Smit-McPhee’a, chyba najbardziej mrocznego wśród wybijających się aktorów, który zagrał chociażby w pesymistycznej Drodze (2009, reż. John Hillcoat), bazowanym na twórczości Lema Kongresie (2013, reż. Ari Folman), a także hicie tegorocznego Sundance, Slow West (reż. John Maclean). W Polsce mamy Jakuba Gierszała oraz Mateusza Kościukiewicza, którzy zaistnieli we Wszystkim, co kocham (2009, reż. Jacek Borcuch) i konsekwentnie nie dali pochłonąć się telenowelom telewizji publicznej oraz (nie)romantycznym produkcyjniakom głównego nurtu. Gierszałowi udało się ostatnio zagrać pierwszą małą rolę w amerykańskim blockbusterze (Dracula Historia Nieznana), a Kościukiewicz brnie w trudne, kontrowersyjne tematy przewodnie (Bez wstydu, W imię…).

Dojrzewanie na oczach widzów, przeistaczanie się z początkowego „tła” w świadomego swoich wyborów artystę oraz sukcesywne torowanie sobie drogi w meandrach showbiznesu, to czynniki stwarzające aktorski fenomen. Towarzyszy temu zawsze element zaskoczenia i niepewności, bo czyjaś historia jest ciągle w toku i się rozwija. Tym większa satysfakcja, gdy będąc oddanym kinomanem, można po latach stwierdzić z poważną miną: Wiedziałem, że z niego będzie gwiazda, wiedziałem to przed innymi!”.

Ada Kotowska