Państwa, miasta i natura. 65. MFF w Berlinie

nag+é+-wek

Konkurs główny tegorocznego festiwalu filmowego w Berlinie siłą rzeczy cechowała różnorodność. Mimo to, wśród dwudziestu walczących o Złotego Niedźwiedzia tytułów, zauważyć można punkt wspólny. W prawie wszystkich obrazach dużą rolę odgrywa lokalizacja, rozumiana nie tylko jako miejsce akcji, ale też jako kształtujące bohaterów otoczenie.

Berlinale od lat kojarzy się z kinematografiami mniej popularnymi (dość wspomnieć zwycięskie Gorzkie mleko z Peru czy Czarną Carmen z RPA) oraz pewnym upolitycznieniem (nagrody dla Elitarnych czy Krwawej niedzieli). Edycja z roku 2015 od prób takiego schematyzowania konkursu bynajmniej nie uciekła. Świadczy o tym zwłaszcza wyjazd z Niemiec z główną nagrodą Taxi Jafara Panahiego, który w rodzinnym Iranie objęty jest zakazem realizowania filmów oraz nagrodzenie aż dwóch dzieł z Chile i jednego z Gwatemali. Na prezentowane filmy można spojrzeć przez pryzmat pewnego napięcia między globalizacją, a etnografią (warto wspomnieć, że osobna sekcja NATIVe skupiała się na „tubylczych” ruchomych obrazach z Ameryki Południowej). Co najmniej równie ciekawe wydaje się jednak znalezienie wspólnych motywów łączących tak odmienne kulturowo kinematografie.

Człowiek wobec natury

Już otwierający konkurs Nadie quiere la noche Isabel Coixet w znacznym stopniu uwydatnił znaczenie przyrody w ludzkim życiu. Film opowiada o Josephine Peary, badaczce Arktyki, która wyruszyła za swym mężem w stronę bieguna północnego, by po drodze dowiedzieć się o jego zdradzie. Surowy i niebezpieczny klimat podkreśla, a nawet kształtuje wewnętrzne przemiany granej przez Juliette Binoche Amerykanki. Po utracie swojej ekipy, kobieta stawia czoła przeciwnościom losu wspólnie z napotkaną Inuitką. Na drodze ich rodzącej się przyjaźni stoją poważne przeszkody, zwłaszcza fakt, że obie czekają na jednego ukochanego (dziewczyna nosi w łonie dziecko Peary’ego) Spodziewana przez widza chorobliwa zazdrość jednak się nie urzeczywistnia – specyficzne spojrzenie autochtonki na miłość, ludzi i świat udziela się również Josephine. To podejście bezpośrednio wywodzi się z wychowania w śnieżnym otoczeniu, w którym pośród trudów życia nie ma czasu na kłótnie i miłosne zawirowania. Choć narracja z offu zbędnie tłumaczy obraz, a wysmakowanie samej formy budzi zastrzeżenia (np. podkolorowane niebo zwiastujące niebezpieczeństwo), film pozostaje ciekawym spojrzeniem na różnice kulturowe.

1
Vergine giurata
(2015, reż. Laura Bispuri)

Również w Vergine giurata Laury Bispuri można dostrzec duży wpływ natury na ludzką osobowość. Główna bohaterka, grana przez Albę Rohrwacher Hana, wychowała się w albańskich górach. Żyjąc zgodnie z prawem zwyczajowym tego kraju (Kanunem) w młodości przyrzekła pozostać tytułową dziewicą. Z pobudek praktycznych i kulturowych (potrzeba mężczyzny w rodzinie) stała się transgenderystą, uciszającym swą seksualność. Surowy krajobraz Gór Dynarskich sprzyjał takiej drodze życia, jednak gdy po latach odwiedziła w Mediolanie swą przyjaciółkę z dzieciństwa, jej światopogląd się zmienił. Miasto uwolniło ją od duchowych zobowiązań – z dala od natury, która ją wychowała, poznała nie tylko swą seksualność, ale i kobiecą tożsamość. Reżyserka na delikatnych tonach nakreśliła w uzasadniony sposób niemrawą zmianę Hany, odpowiednio duży nacisk kładąc na rolę, jaką w tym procesie odegrało otoczenie, a zwłaszcza na kształtującą siłę górskiej przyrody.

Niezwykle intensywnie do znaczenia natury odnosi się również El botón de nácar Patricio Guzmána. Pierwsza część filmu to swoista oda do wody i kosmosu, pochylająca się nad ich wpływem na życie chilijskich plemion. Reżyser ukazuje nam, że jeszcze sto lat temu odseparowane geologicznie ludy żyły w bliskim związku z księżycem i oceanem. Choć portretowani ludzie nawet nie mają w swym języku słowa na określenie Boga, to wizja złączenia z przyrodą przywołuje (zwłaszcza w zachodnim widzu) na myśl biblijny raj. Harmonia, która ich ukształtowała, zderzona jest w drugiej części dzieła z historią eksterminacji na terenie Chile, gdzie wszelka więź z naturą była brutalnie niszczona przez władzę i – szerzej – politykę. Najpewniej za tę strukturę oraz niepospolite podejście do ułożenia proporcji między człowiekiem a przyrodą otrzymał chilijski dokument nagrodę za scenariusz.

2El botón de nácar (2015, reż. Patricio Guzmán)

Człowiek w mieście, miasto w państwie

Nieco inaczej na rolę otoczenia spojrzał Aleksiej German Jr. w Pod elektrycznymi chmurami. Rosja roku 2017 ukazana jest tu z jednej strony jako niezmieniona przez sto lat, które minęło od rewolucji październikowej. Jednocześnie przez film przebija się nostalgia za czasami zarówno sprzed przemian roku 1989, jak i lat późniejszych. Oba punkty widzenia reprezentowane są jednak przez konstruowane budowle czy zapomniane nieco pomniki. Wokół swoistej refleksji nad tą architekturą nią budowane są rozmowy na temat życia i społeczeństwa. Siła budownictwa widziana jest jednak nie tylko w treści, ale i warstwie formalnej – kadrowanie i odpowiednio chłodne barwienie otoczenia o pesymistycznym klimacie przyniosło operatorom nagrodę za najlepsze osiągnięcie artystyczne w zakresie zdjęć. Srebrnego Niedźwiedzia podzielili z niewyobrażalnie brawurową pracą Sturlego Brandth Grøvlena przy Victorii Sebastiana Schippera. Nakręcony w jednym ujęciu film z niespotykanym dotąd w kinie autentyzmem portretuje grupkę nowych przyjaciół, ale też nocny i poranny Berlin. 134-minutowy mastershot swoją formą podkreśla dynamikę miasta od imprezy w piwnicy na Kreuzbergu po dach wielopiętrowego budynku. Każda lokacja wpływa na bohaterów w inny sposób – w klubie są zabawowi, na dachu uspokojeni, w kawiarni liryczni, w podziemnym parkingu roztrzęsieni, a w drogim hotelu czują się nieco niepewnie. Uzyskana poprzez brak cięć płynność jeszcze bardziej uwydatnia rolę miejsc, w których znajdują się bohaterowie. Dzieje się to zwłaszcza poprzez kontrast, jaki ta jednolitość tworzy ze zmiennością nastrojów i zachowań bohaterów.

3Victoria (2015, reż. Sebastian Schipper)

Choć najważniejsze fragmenty nowego dzieła Petera Greenawaya, Eisenstein in Guanajuato, rozgrywają się we wnętrzach, to wskazane już w tytule meksykańskie miasto jest nie bez znaczenia. To jego puls, rytm i styl życia mieszkańców mają wpływ na zmianę światopoglądu rosyjskiego reżysera. Eisenstein poznaje tu swojego partnera, przez co odkrywa/zmienia swą seksualność, a jednocześnie traci sporo z sił twórczych. Efektowna forma, prócz zabaw z montażem, objawia się w szczególnym filmowaniu architektury, przywołującym na myśl m.in. kalejdoskop. O ile pewna sztampowość biograficznego opowiadania (jakkolwiek kontrowersyjnego) nie oddaje Eisensteinowi tego, na co swą barwnością zasłużył, o tyle umieszczenie w tytule nazwy miasta wydaje się w pełni uzasadnione.

Społeczeństwo i kultura

Łatwo paralele dotyczące motywu zakotwiczenia w państwie i społeczeństwie wyłapać można też w filmach, które otrzymały główne nagrody. W skrajnie wręcz autotematycznym zdobywcy Złotego Niedźwiedzia, Taxi, Panahi portretuje społeczeństwo przez opowieści i rozmowy, których jako taksówkarz wysłuchuje, ale i przez rejestrowane kamerą obrazy miasta. Zwłaszcza warstwa dialogowa mówi nam o sytuacji społeczno-politycznej w Iranie, w oczywisty sposób ją krytykując, robiąc to jednak delikatnie i z uśmiechem na twarzy. Choć poruszanie takich problemów jak cenzura i ujednolicanie kultury nie jest domeną wyłącznie kinematografii irańskiej, to w filmie Panahiego można dostrzec pewne zakorzenienie w tradycji państwa, widoczne nawet w żartobliwych, pomniejszających bliskowschodnie zwyczaje, scenach.

Podobnie jest w Body/Ciało Szumowskiej, której zdobyty Srebrny Niedźwiedzi za reżyserię należał się choćby za werwę, z jaką opowiedziała o relacjach międzyludzkich i ich naprawie. Ukryła to za wątkami mistycznymi, których obecność okazała się myleniem tropów. Wyraźne tło stanowią tu medialne afery punktujące problemy społeczeństwa. Nawet jeśli problem aborcji, pozbywania się niemowlaków i stosunku Katolików do Żydów jest na świecie dość powszechny, to opieranie się przez reżyserkę na konkretnych przykładach umiejscawia historię niewątpliwie w kraju nad Wisłą.

Twórczy pazur został doceniony również u Radu Jude, autora filmu Aferim!. Historia wędrówki policjanta z cygańskim więźniem-niewolnikiem po dziewiętnastowiecznej Wołoszczyźnie wypełniona jest rasistowskim jadem, podawanym w nieco westernowej konwencji i z zupełną, graniczącą z kontrowersyjnością, swobodą. Skrajnie niepoprawna politycznie mentalność jest akceptowalna dzięki historycznemu i geograficznemu osadzeniu, jednak w Rumunii (gdzie Romowie stanowią 2,5% społeczeństwa) i na świecie tak nietolerancyjne spojrzenie na ludzi jest bez cienia wątpliwości niezmiennie obecne. U Jude, tak jak u Szumowskiej i Panahiego, społeczne i kulturowe uwarunkowanie filmowych bohaterów nierozerwalnie łączy się z otoczeniem.

4Aferim! (2015, reż. Radu Jude)

Zarysowane powyżej motywy były widoczne właściwie w całym konkursie głównym. Bliskość natury przebijała się w Królowej pustyni Herzoga, Ixcanul Jayro Bustamante, a również – w karykaturalny, filozoficzny sposób – Knight of Cups Malicka. Portret Niemiec i Wietnamu sprzed lat widoczny był z kolei odpowiednio w Als wir träumten Dresena i Cha và con và Dang Di Phana. Koniec końców, 65. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie można zamknąć – oprócz wspomnianych stereotypów związanych z politycznością i egzotycznością prezentowanych kinematografii – w użytych przeze mnie w tytule słowach. Możliwość objęcia większości obrazów jednym motywem przewodnim połączyła się w tej całkiem udanej edycji z wysoką jakościowo różnorodnością.

Jędrzej Kościński