Whiplash
USA 2014, 105’
reż. i sc. Damien Chazelle
zdj. Sharone Meir
wyst. Miles Teller, J.K.Simmons
Między wymuskanymi kadrami toczy się walka o umierający jazz. W muzyce jest coraz mniej muzyki, zastępowanej przez żelazną dyscyplinę. Czując na karku „rzemienny bat” podołać mogą tylko niektórzy. Czyli jacy? O kim tak naprawdę jest Whiplash?
Zaskakujące, że reżyser zdecydował się na film o perkusiście. Do tej pory postaciami pierwszoplanowymi byli zwykle wokaliści (Sugar Man, Control, Skazany na Bluesa), a kultura rocka wprowadziła szczególne względy dla gitarzystów. Coenowie zwrócili się ku bluesowi, Chazelle powraca do jazzu – niejako początku muzyki popularnej, a jednak kierunku dość elitarnego i trudnego, o czym może świadczyć plakat w pokoju głównego bohatera, głoszący, że: „tylko beztalencia grają rocka”. W historii Andrew jest co prawda kilka przypadków, ale jest także wiele pracy. Czas odmierza się ujęciami sam na sam z perkusją; zmieniają się tylko plastry na rękach. W przerwie bohater urządza dziewczynie okrutną psychodramę. Jego dążenia wydają się balansować na cienkiej granicy masochizmu, naznaczonego pasją: muzyka towarzyszy mu wszędzie – dopełnia obrazy miasta oraz sugeruje, że Andrew myśli dźwiękami. Jest to wartość bezwzględna i nic, nawet wypadek, nie może go powstrzymać. Bezustannie stara się udowodnić swojemu nauczycielowi, Fletecherowi, iż zasługuje na miejsce w składzie podstawowym. Przejmuje nie tylko jego zaangażowanie i perfekcjonizm, ale także sposób bycia prowadzący do ostatecznego pojedynku.
Jednocześnie wciąż broni się przed zwyczajnym życiem. Powrót do domu oznacza powrót w próżnię. Co jakiś czas w kadrze pojawia się jego ojciec, występujący jako ucieleśnienie zdrowego rozsądku. Ten zdystansowany nauczyciel (niekoniecznie z powołania) martwi się o syna, a jednocześnie nie potrafi pojąć jego zaangażowania w muzykę, będącego w pewnym momencie prawie szaleństwem. Na podobnych zasadach pojawia się postać Nicole – symbolizuje ona normalnie rozwijającą się młodą dziewczynę; młodość, która chodzi na randki i dorabia wieczorami. Życie jest dla niej pasmem zbiegów okoliczności oraz unikaniem poważnego myślenia o przyszłości. Stanowi łącznik między Andrew a równolatkami; uosabia młodych ludzi, którzy dość nieporadnie i infantylnie próbują wejść w dorosłe życie.
Mniej więcej sto minut filmu to właśnie „Whiplash”. Z jednej strony – kompozycja jazzowa, z drugiej – słowo określające uszkodzenie kręgosłupa spowodowane nagłym ruchem. W napięciu między Andrew a Fletcherem pobrzmiewa właśnie ten „uraz”. O nauczycielu najłatwiej jest mówić jako o tyranie obrażającym i wyzywającym wszystkich – od dawna nie było postaci, która tak zapamiętale i z taką pasją przeklina. Należy oddać honory Simmonsowi (Złoty Glob, nominacja do Oscara) za wykreowanie postaci, której cała fizjonomia wyraża wewnętrzną dyscyplinę – napięta, wyprostowana postawa, czarne acz eleganckie ubrania, ogolona głowa. W jego reputacji jest także miejsce na zemstę i upokorzenia, które funduje Andrew na otwarciu festiwalu JVC. Znęcanie się nad trzema perkusistami, by wreszcie któryś zagrał w prawidłowym tempie, jest sprawdzeniem ich wytrzymałości i determinacji. Całe jego życie sprawdzało się do znalezienia tego jedynego talentu, muzyka na miarę stulecia.
Ma się wrażenie, że Fletcher składa się tylko z muzyki. Kiedy przestaje uczyć, wydaje się człowiekiem przegranym – w jego ustach wciąż brzmią nazwiska wielkich takich jak Buddy Rich; kilkakrotnie pojawia się anegdota o Charlie’m „Bird’zie” Parkerze i początku jego kariery. Miłość do muzyki to głębokie przeżywanie, łzy w oczach przy puszczaniu płyty Shawna Casey’a. To nie jest jednak opłakiwanie człowieka, ale utworów, które nie miały szansy zaistnieć, ukrócone jego przedwczesną śmiercią.
Liczne nagrody i nominacje przyznane Whiplash, jak i pochlebne recenzje, uczyniły z duetu aktorskiego psychologiczny pojedynek, akcentując w filmie cechy thrillera. Jednocześnie zarzucano autorom, że muzyka przestaje przynależeć do wewnętrznej potrzeby tworzenia, a staje się wyścigiem o bycie najlepszym. Warto jednak pamiętać, że w tym filmie dźwięki stają się autonomicznymi bytami. Wcześniej zdarzało się to czasem w musicalach, ale tam muzyka musiała konkurować z choreografią. Filmem przełomowym był Amadeusz Formana. Po raz pierwszy na taką skalę dzieła kompozytora stanowiły główną oś filmu, a reżyser wykorzystał kilkanaście sposobów wprowadzania ich na taśmę. Dźwięki przepływały przez geniusz Mozarta.
Patrząc na Whiplash z drugiej strony – traktuje on nie tylko o muzyce, ale też o ludziach zajmujących się nią. W tym kontekście film ciekawie zestawia się z Co jest grane, Davis? Bracia Coen nie dali szansy swojemu bohaterowi i, co gorsza, wszędzie byli ludzie podobnie przegrani, a jedyna próba zaistnienia skończyła się fiaskiem. Chazelle skazuje Andrew na wątpliwości tylko raz. Można jedynie gdybać jak potoczyłby się los chłopaka (albo Davisa) gdyby któryś z nich dostał o jedną szansę mniej lub więcej.
Nie tylko warstwa fabularna, ale również wizualna podporządkowuje się muzyce. Praca kamery rytmizowana jest pod utwory. Minimalistyczne, ale poetyckie kadry z detalami ilustrują wręcz cielesny wymiar muzyki: pot, krew, palce na instrumentach. Przy wykorzystaniu głębi ostrości zarysowane zostają zależności w orkiestrze między dyrygentem, a zespołem. Jednocześnie dźwięk nie ma ograniczeń; przemieszcza się pomiędzy pokojami bez zważania na ściany czy zamknięte drzwi. Ma nieograniczony dostęp, jest absolutnie wszędobylski.
Mimo to reżyser korzysta także z ciszy. Szczególnie dotkliwie można ją odczuć, gdy na finałowym koncercie dźwięk zostaje stopniowo wygłuszony – pozostaje tylko spocona twarz Andrew z półotwartymi ustami i jego mokra koszula. W identyczny sposób do pojedynczych kadrów sprowadza się zaskoczenie ojca i zadowolenie Fletchera – uznanie dla chłopaka widać w jego oczach; nie przyzna jednak, że to była „dobra robota”.
Bicie bębna słychać, gdy ekran jest jeszcze zaciemniony na początku filmu, a ostatni takt solo w zakończeniu symbolicznie „wyłącza” obraz. Pozostawia widza u szczytu emocji. Odruchowo czeka się na napisy w stylu „historia oparta na faktach”, na kilka danych statystycznych bądź archiwalnych zdjęć. Nie ma jednak nic. Rozbrzmiewa tylko „Whiplash”, pozostawiając po sobie ten drażniący, wewnętrzny niepokój.
Karolina Dzieniszewska