WSZYSCY JESTEŚMY BOHATERAMI

10_boguska_recenzja_turystaTurysta (Force Majeure)
Dania, Francja, Norwegia, Szwecja 2014, 118′
scen. i reż. Ruben Östlund
zdj. Fredrik Wenzel, Fred Arne Wergeland
wyst. Johannes Kuhnke, Lisa Loven Kongsli, Kristofer Hivju

W najnowszym filmie Ruben Östlund ze szkłem powiększającym przygląda się najmniejszej jednostce społecznej, rodzinie. Na pozornie idealnej powierzchni szuka rys, a gdy jakąś znajdzie, zatrzymuje na niej kamerę na dłużej i pozwala wybrzmieć kłopotliwej sytuacji.

Czteroosobowa szwedzka rodzina spożywa posiłek na tarasie widokowym pięciogwiazdkowego kurortu; w tle widnieją monumentalne francuskie Alpy. Codzienny zwyczajny rytuał w niezwyczajnej scenerii nagle zostaje przerwany. Rozlega się huk, a z najbliższego stoku zaczynają osuwać się tony śniegu. Wszystko wydaje się być pod kontrolą, toteż część zgromadzonych w restauracji osób bez pośpiechu wyjmuje smartfony i rejestruje spektakularne zjawisko. W ułamku sekundy zaciekawienie zmienia się w niepokój, a powolne wycofywanie w desperacką, pełną przepychanek, ucieczkę. Wśród spanikowanej grupy ludzi jest Tomas. Jego żona Ebba zostaje przy stole, tuląc do siebie dzieci. Zapada cisza, kadr wypełnia biel. Wkrótce okazuje się, że lawina zatrzymała się w bezpiecznej odległości od hotelu, a do gości dotarła tylko śnieżna mgła. Tomas i inni goście wracają do stołów, i nerwowo się śmiejąc, kontynuują wcześniejsze czynności. W końcu nic się nie stało.

Ruben Östlund lubi opowiadać proste historie. Taktykę wcześniej sprawdzoną w Mimowolnie (2008) i Grze (2011) wykorzystuje również w najnowszym obrazie. W Turyście prostota widoczna jest w każdym aspekcie. Nieskomplikowaną fabułę streścić można w kilku zdaniach. Czytelna jest również kompozycja filmu – podział na pięć części, z których każda ukazuje kolejny dzień bohaterów spędzony w kurorcie. Zachowawczość dostrzec można też w kwestiach technicznych. Z arsenału trików operatorskich reżyser wybiera tylko te podstawowe, najbardziej naturalne i wzmagające odczucie obiektywizmu. Rzadko zmienia punkt widzenia kamery, cierpliwie obserwuje rozmowy Ebby i Tomasa. Pozwala widzowi zaobserwować moment, w którym bohaterowie zaczynają czuć dyskomfort, a gdy ten się pojawi, podsyca go niezręczną, wydłużoną ciszą.

Opisy dystrybutora sugerują, że Turysta to film katastroficzny, jednak w rzeczywistości stanowi jego rewers. Zamiast śmiercionośnego kataklizmu, którego przyczyną są siły naturalne, pojawia się lawina, wywołana celowo, ze względów bezpieczeństwa. W przedstawionej rzeczywistości to człowiek kontroluje przyrodę, nie na odwrót. Ujęcia na monumentalne górskie szczyty, podbite utworem Vivaldiego, kojarzą się z ujęciami z lotu ptaka na podpalone pola naftowe w Rekolekcjach na temat mroku (1992). U Herzoga jednak monumentalizm jest przerażający; ludzki geniusz (obraz ilustrowany jest przez utwory, między innymi, Mahlera i Wagnera) zestawiony jest tu z niszczycielską siłą wojny. W Turyście natomiast człowiek jest twórcą; zagospodarował ośnieżone stoki, wybudował pięciogwiazdkowe hotele, skonstruował elektroniczne plansze, które witają przyjezdnych w kilku językach. Wszystko po to, żeby goście czuli się bezpiecznie. Ironicznie to właśnie tutaj Ebba traci poczucie bezpieczeństwa i przestaje ufać Tomasowi. W filmie Östlunda podjęte zostają kwestie związane z kryzysem rodziny, jednak pojmowanym nie w kategoriach ekonomicznych, uzależnionych od polityki prorodzinnej. Zasadzają się tu dużo głębiej, dotykając problemu zaufania i poczucia bezpieczeństwa, a więc pierwotnych tkanek, które tworzą podwaliny pod każdą grupę społeczną. W filmie ta delikatna konstrukcja, nadszarpnięta już przed wyjazdem w Alpy, stopniowo się rozpada. Gdy do głosu dochodzą chowane od dawna urazy, jedynym sposobem na oczyszczenie atmosfery wydaje się konfrontacja. Na nią jednak bohaterowie nie są gotowi.

Oryginalny tytuł obrazu Force majeure, oznacza siłę wyższą. Przed zapoznaniem się z filmem, intuicja może mylnie podpowiadać, że termin ten tyczy się niszczycielskiego żywiołu, który w kinie katastroficznym obnaża tchórzostwo i wyróżnia odwagę. Celniejszym tropem interpretacyjnym okazuje się jednak powiązanie tytułu z instynktem samozachowawczym, z siłą, która w kryzysowych sytuacjach przejmuje stery nad ludzkim ciałem. W Turyście odruch ten deheroizuje głowę rodziny, zmusza bohatera do zachowania społecznie nieakceptowalnego – porzucenia własnego potomstwa w chwili zagrożenia. Dla Tomasa linią obrony jest w tym przypadku wyparcie krępującego wspomnienia i stworzenie alternatywnej, fałszywej wersji wydarzeń, która przystawać będzie do jego sposobu postrzegania samego siebie. Autor filmu zdaje się przekonywać, że takie zaprzeczenie nie jest potrzebne. Nie formułuje sądów i nie kreśli moralnych powinności poszczególnych bohaterów, wręcz przeciwnie, obiektywizm, który usiłuje nadać formalnej stronie obrazu, widoczny jest również w konkluzji filmu, którą porównać można do prawnego zapisu mówiącego, że zaistnienie siły wyższej może wyłączyć osoby od odpowiedzialności za powstałą szkodę. Wtedy wszyscy będziemy bohaterami.

Monika Boguska