20 000 dni na Ziemi
(20,000 Days on Earth)
Wielka Brytania 2014, 97’
reż. Jane Pollard, Iain Forsyth
scen. Nick Cave, Jane Pollard, Iain Forsyth
zdj. Erik Wilson, wyst. Nick Cave,
Susie Bick, Warren Ellis, Darian Leader
W dokumentach o muzykach spodziewamy się zobaczyć znane osoby w roli zwyczajnych ludzi, zmagających się z bliskimi widzowi trudami codzienności. Bardziej czy mniej świadomie chcemy odrzeć gwiazdę z medialnej i scenicznej otoczki. Nijak ma się to do filmu o Nicku Cave’ie, który, tym razem poprzez kino, kontynuuje budowanie swojego scenicznego wizerunku, tak jakby nigdy nie wychodził z roli.
20 000 dni na Ziemi jest zawieszone pomiędzy filmem dokumentalnym a fabularnym. Z jednej strony podglądamy tytułowy moment z życia Nicka Cave’a, ale wydaje się on być jedynie pretekstem do wypowiedzi muzyka na temat własnej życiowej filozofii. Po wielokrotnej styczności z gatunkiem dokumentów widzowie zdają sobie sprawę, że duża część scen bywa inscenizowana na potrzeby lepszego przedstawienia postaci, jednak w filmie Jane Pollard i Iain Forsyth granica fikcji zostaje przekroczona. Jak przecież wytłumaczyć kilkukrotnie powracający motyw, w którym główny bohater prowadzi samochód z pojawiającymi się znikąd na tylnym siedzeniu osobami ważnymi w jego życiu? Takie chwyty doskonale znamy z kina fabularnego.
Dużą rolę odrywa pewna wiedza, z jaką wchodzimy na salę. Jeśli jest się fanem Nicka Cave’a i jego muzyki, to wybaczy się mu więcej niż osoba, która nie zna lub też nie lubi twórczości artysty. Wszelkie niedociągnięcia „fabularne” zostaną ponadto przysłonięte przez fragmenty koncertów. Jednak gdy odłoży się na bok muzykę, można dostrzec, że to o czym mówi Cave to w większości frazesy, z których da się wyciągnąć ledwie kilka ciekawych życiowych wskazówek.
Inną kwestią jest, kto właściwie jest autorem tego filmu. Przyjęło się uważać, że to zwykle reżyser jest osobą, która jest twórcą wizji i podpisuje się pod swoim dziełem. W przypadku 20 000 dni na Ziemi ma się wrażenie, że ten film to dzieło tylko i wyłącznie Nicka Cave’a, który jedynie formalnie nie jest jego reżyserem. Widzimy go niemal nieprzerwanie na ekranie, opowiadającego o sobie, a także „sprzedającego” nam swoją filozofię życiową. Reżyserzy filmu – Jane Pollard i Iain Forsyth – kręcili wcześniej krótkometrażowe dokumenty, owe dzieło jest ich pełnometrażowym debiutem. Oglądając film można dojść do wniosku, że zostali zdominowani przez Cave’a, który dokonuje autoprezentacji. Czy nie lepiej byłoby, gdyby ten dokument stworzył ktoś bardziej nieustępliwy, z własną wizją postaci muzyka?
Jednak tym, co najbardziej przeszkadza w odbiorze filmu jest sztuczność scen, które powinny być z założenia uchwyconym fragmentem życia artysty. W pewnym momencie Cave ogląda horror ze swoimi dziećmi – ot, taka familijna sytuacja, która ma pokazać bohatera jako przykładnego ojca. Jednak przyglądając się uważnie, odnosi się wrażenie, że cała sytuacja jest po prostu zainscenizowana i odgrywana, co burzy odbiór dokumentu. Podobne odczucia budzi umieszczona na początku filmu rozmowa muzyka z psychoanalitykiem. Padają typowe pytania o dzieciństwo, relacje z rodzicami, które to kwestie nie zostają niestety pogłębione. Ponadto rolę terapeuty odgrywa dziennikarz. Nie przeszkadzałoby to widzowi, gdyby robił to przekonująco, ale otrzymujemy jedynie schemat sytuacji oraz postaci doktora. Odbiorca oczekuje, że nawet jeśli coś nie jest zarejestrowaną rzeczywistością, zostanie w dokumencie pokazane w sposób zapewniający mu poczucie kontaktu z żywą postacią i jej wiarygodnymi problemami.
Czy Nick Cave gra z nami swoim wizerunkiem, czy też szczerze w niego wierzy? Można odnieść wrażenie, że stawia siebie na piedestale, co szczególnie widać w monologach. Niekiedy gra jednak autoironicznie z własną legendą, pozornie nadając opowieści drugie dno. Z drugiej strony w scenie rozmowy z Kylie Minogue udaje się wychwycić nutę zazdrości o jej sukces, masową popularność. Aż chce się powiedzieć – artysta uczłowieczony, idol niekrystaliczny.
Nick Cave nigdy nie wychodzi z roli, ciągle występuje w swoim scenicznym kostiumie. Nieważne czy pisze tekst, spotyka się ze znajomymi, ogląda film z dziećmi, czy prowadzi samochód – prezentuje się dokładnie tak samo jak podczas koncertów. Czy ma to tylko związek z tym, że tylko na scenie czuje się naprawdę sobą, o czym wspomina w filmie? A może nie chce zostać obnażony, co mogłoby zdemitologizować jego wizerunek? Niewątpliwie ten film pomoże podbudować jego starannie wykreowany image.
20 000 dni na Ziemi to autolaurka Nicka Cave’a, która stanowi kolejny produkt jego wizerunku i zyskuje, gdy nie taktuje się jej jako portretu muzyka, ale raczej odzwierciedlenie sposobu, w jaki chciałby być on postrzegany przez innych.
Paulina Richert