The Affair (2014-, Hagai Levi, Sarah Treem)
On – nauczyciel i początkujący pisarz w średnim wieku. Ona – kelnerka w przydrożnym barze w nadmorskiej miejscowości. Jego coraz bardziej męczy pozornie idealne życie z kochającą żoną i czwórką dzieci. Ją prześladują wspomnienia z przeszłości, przez które nie potrafi zbudować rodzinnego szczęścia. Jemu potrzeba przygody, jakiej jeszcze nigdy nie zaznał. Jej brakuje osoby, przy której mogłaby przestać udawać, że wszystko jest w porządku. On i ona są skazani na romans.
Jak wam to pokazać?
Ten pretensjonalny wstęp mógłby posłużyć za punkt wyjścia dla długiej listy filmów i seriali opartych na podobnym schemacie. Dwójka rozczarowanych dotychczasowym życiem ludzi najpierw odnajduje szczęście w zakazanym związku, a co dzieje się potem, to już zależy od inwencji scenarzystów i przyjętej konwencji gatunkowej. Nieważne czy wszystko skończy się happy endem, czy wręcz przeciwnie, widzieliśmy to już tyle razy, że możemy bezbłędnie przewidywać kolejne zwroty akcji. Przy tak wyświechtanym motywie fabularnym, jakim jest zdrada, trudno o oryginalne rozwiązania. Dlatego też oczekiwanie na The Affair, jesienną premierę stacji Showtime, pozbawione było jakiegokolwiek dreszczyku. Historia romansu dwojga małżonków? Czy w tym temacie da się w ogóle powiedzieć cokolwiek nowego?
W większości przypadków odpowiedź na postawione powyżej pytanie musiałaby być negatywna. Zapewne zdawali sobie z tego sprawę twórcy The Affair – Sarah Treem i Hagai Levi (współpracowali już przy okazji serialu Terapia), ponieważ podeszli do tej kwestii od nieco innej strony. Wiedząc, że sama historia nie będzie szczególnie oryginalna, położyli nacisk na sposób jej opowiedzenia. Zamiast głowić się nad tym, co nowego można wymyślić w zgranym temacie, zastanowili się, jak tenże przedstawić na ekranie, by przyciągnąć do niego widza. Taktyka bardzo odważna, a w dzisiejszej telewizji, gdzie niestety ciągle najlepiej sprzedają się schematy i powtarzalność, wręcz brawurowa. Tym większe słowa uznania dla twórców i stacji za podjęte ryzyko.
The Affair (2014-, Hagai Levi, Sarah Treem)
Jedna historia, dwie wersje
Zanim jednak wyjaśnię w czym rzecz, należy pokrótce zarysować tę standardową część serialu. Wspomniani na początku on i ona to Noah Solloway (Dominic West) i Alison Lockhart (Ruth Wilson). Ich romans rozpoczyna się, gdy mężczyzna przybywa wraz z rodziną do Montauk na Long Island, by spędzić wakacje u swoich teściów. Już pierwsze spotkanie tej dwójki jasno daje nam do zrozumienia, że będzie pomiędzy nimi iskrzyć, a kolejne, mniej lub bardziej przypadkowe schadzki, coraz bardziej podgrzewają temperaturę. Na tym właściwie można by zakończyć opis fabuły, która dalej rozwija się stereotypowo. A raczej robiłaby to, gdyby nie pierwszy z nieszablonowych elementów opowiadania. Otóż od początku pilotowego odcinka słyszymy głosy z offu, przerywające co jakiś czas akcję. W jednym z nich rozpoznajemy głównego bohatera – Noah, drugi natomiast zadaje mu pytania dotyczące wydarzeń ekranowych. Wiemy więc już, że przedstawioną historię oglądamy z pewnej perspektywy czasowej. Nie jest to może chwyt nad wyraz wyszukany, ale intrygujący na tyle, by skierować uwagę widza na inny – od romansowego – aspekt opowieści. Najciekawsze jednak ciągle przed nami. Prawdziwego asa z rękawa twórcy wyciągają dopiero w połowie epizodu. Gdy już może się wydawać, że ciąg dalszy rozwinie się według znanych powszechnie standardów, oczom widzów ukazuje się plansza informująca o… części drugiej odcinka.
Cofamy się więc nieco w czasie i tym razem jako główną bohaterkę oglądamy Alison. Podobnie jak poprzednio, chwilami słyszymy również jej pochodzącą z offu rozmowę z niezidentyfikowanym rozmówcą. Wszystko wydaje się być w normie do czasu spotkania bohaterki z Noah. Przecież te sceny już widzieliśmy, spodziewać się więc można przeskoku w czasie. Tutaj jednak następuje niespodzianka – wydarzenia ekranowe różnią się od tego, co pokazano nam wcześniej. Spokojnie drogi widzu, pamięć cię nie zawodzi, to po prostu twórcy urozmaicają ci rozrywkę. Wychodząc z banalnego założenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, przedstawiają nam te same zdarzenia, ale w sposób, w jaki zapamiętała je Alison. Do perspektywy czasowej dochodzi indywidualna. Nagle okazuje się, że to, co poprzednio zdawało się oczywiste, zaczyna się gmatwać, a niektóre sytuacje, postrzegane w zupełnie innym świetle, nabierają odwrotnego znaczenia. Na głowie zostaje postawiony cały schemat motywacji działań bohaterów, który do tej pory już na pewno zdążyliśmy sobie poukładać w myślach. Jedne poglądy trzeba zrewidować, inne zupełnie odrzucić, a na całą sytuację spojrzeć przez pryzmat nowych okoliczności. Oczywiście należy pamiętać o tym, że otrzymaliśmy tylko wersję wydarzeń przedstawioną przez Alison. Nie neguje ona historii Noah, choć zaprzecza jej w wielu istotnych punktach. Niekoniecznie jednak musi być prawdziwa. Twórcy nie opowiadają się po żadnej ze stron, interpretację pozostawiając widzom. Uwierzyć w męską czy kobiecą perspektywę? Czy może jest jeszcze jakaś trzecia droga, na razie przed nami skrzętnie ukrywana? Czemu ich wersje aż tak się od siebie różnią? Wreszcie pojawia się też, być może najistotniejsze w tym wszystkim, pytanie: czy tu naprawdę chodzi o romans? Póki co, wiadomo tyle, że kolejne odcinki będą miały identyczny schemat, więc pytania i wątpliwości będą się mnożyć, a odpowiedź może kryć się w najdrobniejszym szczególe.
The Affair (2014-, Hagai Levi, Sarah Treem)
Dwoje ludzi, multum problemów
Taki sposób poprowadzenia narracji całkowicie zmienia optykę patrzenia na The Affair. Serial, który miał być kolejnym wtórnym romansem, stał się skomplikowanym do granic możliwości portretem psychologicznym dwójki bohaterów. Oglądając pilotowy odcinek, powoli zdajemy sobie sprawę, że historia zdrady małżeńskiej jest zaledwie punktem wyjścia do fascynującej wiwisekcji osobowości Alison i Noah. Otrzymujemy dostęp do ich największych sekretów, także tych ukrywanych przed światem, a nawet samym sobą. Odkrywamy niespełnione marzenia i tęsknoty, ale również głębokie żale i tlącą się coraz wyraźniej frustrację. Dopracowany w każdym detalu scenariusz nie pozostawia absolutnie niczego przypadkowi. Każdy drobiazg, gest lub słowo dodaje istotne znaczenie do charakterystyki postaci, a nawet może zmienić jej postrzeganie przez widza. Niewiele jest produkcji, które w ciągu godziny potrafiłyby przedstawić tak dogłębną analizę jednego bohatera, tutaj udało się z dwójką.
Choć to wszystko brzmi dosyć skomplikowanie, trzeba podkreślić, że The Affair, pomimo opisanych wyżej zabiegów formalnych, jest serialem zaskakująco łatwym w odbiorze. To oczywiście również zasługa scenariusza, który przemyca do fabuły istotne szczegóły w sposób zupełnie naturalny. Nie grozi nam na pewno siedzenie przed ekranem z lupą, by wyłapać wszystkie detale. Narracja, mimo swojego skomplikowania, prowadzona jest spokojnie, momentami nawet niespiesznie, pozwalając nacieszyć się pomysłowością i kunsztem twórców. Oglądanie The Affair przypomina metodyczne układanie skomplikowanych budowli z klocków lub sklejanie modeli, gdzie brak jednego, choćby najmniejszego elementu, mógłby zaburzyć całość. Zajęcie równie satysfakcjonujące, co wymagające cierpliwości i dokładności. Doceniając scenarzystów, nie można jednak zapomnieć o odtwórcach głównych ról, bez których cała ta misternie budowana konstrukcja mogłaby runąć jak domek z kart. Dominic West i Ruth Wilson są równie autentyczni jako romansująca para, jak i ludzie pogrążeni w swoich własnych problemach, co na pewno nie stanowi reguły w tego typu produkcjach. Tej dwójce nie można odmówić ani umiejętności, ani ekranowej chemii pomiędzy nimi.
Przerywając na chwilę bezgraniczny zachwyt nad The Affair, trzeba zauważyć, że twórcy tak naprawdę nie odkrywają Ameryki. Sami przyznają się do oczywistej inspiracji, m. in. Rashomonem Akiry Kurosawy (1950). Nie zmienia to jednak faktu, że na małym ekranie podobnych zabiegów na taką skalę jeszcze nie było i kto wie kiedy, o ile w ogóle, doczekamy się kolejnych. Serial, pomimo znakomitych recenzji, nie ma bowiem wysokiej oglądalności, po raz kolejny potwierdzając, że innowacyjność nie jest towarem szczególnie pożądanym na rynku telewizyjnym. Dlatego też nie ma na co czekać – trzeba oglądać póki jest!
Mateusz Piesowicz