Kiedy nikt nie widzi…

Uwolni¦ç ork¦Ö (1993, re+-. Simon Wincer)Uwolnić orkę (1993, reż. Simon-Wincer)

Kochamy czasami zaszyć się w samotni własnego pokoju i zrobić sobie wyczekiwany po ciężkim dniu wieczorny seans. Co chcemy wtedy obejrzeć? Czy tak źle jest się przyznać, że potrzeba niekiedy czegoś, co nie wymaga myślenia, interpretacji, znajomości kontekstów? Czegoś, co jest nawet nieco żenujące i podane pod nos na srebrnej tacy?

Jestem poważnym odbiorcą

Guilty pleasure nie musi być perwersyjne, choć takie z reguły nasuwa skojarzenia. To przede wszystkim termin odnoszący się do kampu we wszystkich dziedzinach sztuki, mody czy śmieciowego jedzenia. Szczególnie łatwo swoim guilty pleasure uczynić niektóre seriale. Teraz, gdy istnieją platformy VOD oraz wszystkie inne formy internetowych odtwarzaczy, nie wspominając o torrentach, łatwo zachować w tajemnicy każdy obejrzany odcinek – nikt nie przyłapie nas z pilotem w ręku. Tłumaczenia, że oglądamy je, aby być lepiej obeznanymi z tematem kiczu możemy zostawić dla siebie. Młodzieżowe produkcje, zwłaszcza te zza oceanu, są alegorią piątkowej imprezy: piękni ludzie, niekończąca się zabawa, stylowe ubrania, niezliczona ilość romansów, brak problemów przeciętnych nastolatków, takich jak nieposiadanie pieniędzy na kolejne piwo.

Pamiętniki wampirów (2009-) to w kręgu młodych odbiorców objawienie ostatnich lat. Adaptacja wydawanej od 1991 roku serii autorstwa L. J. Smitha przedstawia historię tak przewidywalną, że momentami popadającą w autoparodię. Fabuła oparta jest na trójkącie miłosnym, w który uwikłana jest piękna szesnastolatka Elena oraz dwóch braci wampirów, Stefan i Damon. W społecznej świadomości sytuacja odwrotna – dwie dziewczyny walczące o tego samego mężczyznę – jest absolutnie nieromantyczna. Podziałowi ról rodem z harlekinów wtóruje równie błaha intryga, w której centrum jest zawsze zagrożona Elena i ratujący ją bracia.

Co zatem przyciąga do tej produkcji fanów stylistyki skrajnie odmiennej, czyli wielbicieli Downton Abbey, Breaking Bad czy Zakazanego Imperium (wspomnianej quality television)? Bohaterowie, z którymi ciężko się identyfikować, ale łatwo im kibicować. Nieskomplikowana problematyka bez drugiego dna. Tabuny przystojnych aktorów i długonogich aktorek. Chociaż większość postaci serialu to uczniowie liceum, odtwórcy ich ról dawno przekroczyli dwudziesty, a nawet trzydziesty rok życia. Widząc zatem obnażane bez zahamowań nienaganne torsy i zgrabne biusty w dekoltach dalece nieprzepisowych, można powzdychać nad pobożnym życzeniem powrotu do szkoły, w której, jak obiecuje serial, mogły zajść zaskakująco miłe zmiany. Postaci zostają ukazane sztampowo: obowiązkowo mamy więc niewinną sierotkę doświadczoną przez los (Elena), niegrzecznego chłopca bez skrupułów, który jednak zakochuje się na amen w głównej bohaterce i przez to pokornieje (pozostając bad boy’em – Damon) oraz uczynnego, szlachetnego cierpiętnika, zmuszonego trzymać w ryzach temperament tego poprzedniego (Stefan). Rozstania i powroty po pewnym czasie zaczynają tworzyć błędne koło, co napędza mechanizm kibicowania ulubionym serialowym parom w drodze do szczęścia. Niewątpliwą zaletą jest też długość każdego sezonu, 22 odcinki, nadawane z większymi czy mniejszymi przerwami przez cały niemal rok szkolny. Pamiętniki stają się guilty pleasure, gdy wysmakowanii kinomani sięgają po nie, kiedy kończą oglądać dzieła Bergmana. Parada pięknych ciał i tuzinkowa fabuła nie są bowiem takową dla młodzieży, która upatruje w nich odzwierciedlenia swoich marzeń i podrasowania codziennej egzystencji.

ian somerhalder shirtless vampire diariesPamiętniki wampirów (2009-)

Oczywiście, że nie oglądam

Rodzima ramówka telewizyjna kojarzy się nam głównie z tasiemcami spod znaku M jak miłość . Gdzie tu więc guilty pleasure? W bijących obecnie rekordy popularności serialach paradokumentalnych, których sztandarowym przedstawicielem są Trudne sprawy, które ogląda się do kotleta lub w czasie przymusowej chorobowej kwarantanny Z pewnością docelowa grupa odbiorców – emeryci, gospodynie domowe, bezrobotni – przedstawiony pół-światek traktuje bez należytego dystansu, ale dla większości młodych widzów guilty pleasure stanowi zawarte w tym formacie nieprzebrane pokłady sztampowych rozwiązań. Panuje zgodna opinia, że dialogi wypowiadane przez aktorów-amatorów są ,,tak sztuczne, że słychać przecinki”. Również tak zwane belki, czyli pojawiające się podczas bezpośredniej wypowiedzi do kamery podpisy z danymi personalnymi oraz zdaniem podsumowującym aktualny ekranowy problem, bywają często uroczo trywialne. Niektóre to swoiste klasyki gatunku: „syn sąsiadki nie widział masła”, „mąż Anity smaruje łokcie kremem za tysiąc złotych”, „Ola kupiła lustro myśląc, że to tablet”, ,,syn Leszka nosi damską bieliznę’’, ,,Piotr chce udowodnić rodzinie, że nad Bałtykiem jest lepiej’’. Format wszystkich tych paradokumentów daje się bezproblemowo przenieść do Internetu i tworzyć na ich podstawie własne, amatorskie kopie, wykorzystujące popularne cytaty z oryginałów. Najśmieszniejsza w całym paradokumencie jest jednak właśnie postawa ,,na serio’’, zapewniająca zwiększone zainteresowanie odbiorców traktujących ją jako guilty pleasure i, co za tym idzie, rozrost całej siatki gatunkowych klonów, na czele z najnowszym Szpitalem i Szkołą.

Natomiast w tvn-owskich cyklach guilty pleasure stanowi doświadczenie odrealnionej rzeczywistości, w jakiej egzystują bohaterowie. Lubimy oglądać życie codzienne, gdzie największym problemem jest kupno nowej sukienki albo wybór filmu do obejrzenia na wieczór. Kto w rodzince.pl (2011-) przejmuje się pieniędzmi? Śledzimy perypetie pięcioosobowej familii, która zawsze jest modnie ubrana, wyjeżdża na zagraniczne wczasy, codziennie gości na obiedzie wszystkich znajomych trójki synów, zaopatruje się w drogą elektronikę, samochody, a zakupy robi w ekskluzywnych delikatesach. Nawet gdy w zlepku scen składających się na półgodzinny odcinek pojawia się jakiś wątek planowania wydatków, zostaje on zręcznie zawieszony humorystycznym akcentem i ewentualnym cięciem, by odejść w zapomnienie w kolejnym fragmencie. Wszyscy, nawet Ludwik – głowa rodziny (Tomasz Karolak) i czteroletni Kacperek wiedzą doskonale co nosić do czego, jakie kolory dobrze się łączą i co w danej chwili jest na topie. Nigdy nie zobaczymy ich w stylizacjach rodem ze Świata według Kiepskich, które przez tematyczne fora internetowe zostały chóralnie okrzyknięte jedynym prawdziwym odzwierciedleniem realiów polskich domów w telewizji. Podobnie jest w Przepisie na życie (2011-2013). Rozwodząca się i będąca zarazem w ciąży Anka Adamowicz, zostaje bez pracy i pieniędzy (sama dobitnie to podkreśla), ale nie przeszkadza jej to chodzić do kosmetyczki, fryzjera, restauracji i galerii, a na obiad serwować sobie najdroższe potrawy. W tydzień po urodzeniu drugiego dziecka odzyskuje zgrabną figurę, za nic mając dietę oraz aktywność fizyczną. Oczywiście kilka sezonów kręci się głównie wokół jej licznych romansów. Wątki miłosne nie oszczędzają tu nikogo – nawet matka Anki, będąca przecież już dawno babcią Ireny, miała produkcji bardzo krótkim czasie aż trzech kochanków. Jest to na gruncie polskiego społeczeństwa raczej nietypowe – więc może dla samej Ireny też guilty?

Przepis na +-ycie (2011-)Przepisie na życie (2011-2013)

Bo młodszy brat nie miał z kim obejrzeć

I na sam koniec: kino familijne! Odwiedzając strony internetowe poświęcone tematyce filmowej, w komentarzach pod newsami ogłaszającymi premiery kolejnych części Madagaskaru (2005, reż. Tom McGrath, Eric Darnell) czy Jak wytresować smoka (2010, reż. Dean DeBlois, Chris Sanders) łatwo natrafić na głosy o ,,konieczności skombinowania do tej daty syna/córki, bo tylko z kumplami iść trochę obciach’’. Same animacje duma dorosłych może jeszcze przełknie, ale jak przemknąć niezauważonym, włączając po raz setny pachnący dzieciństwem Uwolnić orkę (1993, reż. Simon Wincer) lub pociesznego Beethovena (1992, reż. Bryan Levant)? Seans Kevina samego w domu (1990, reż. Christopher Columbus) do tego się nie zalicza, bo jest obowiązkowym elementem każdych świąt. W tym przypadku nieobejrzenie go jest wstydem. Gdyby tylko na wieczorynkę puszczali jeszcze Tabalugę (1994), Muminki (1990) albo Gumisie (1985) będące telewizyjnym odpowiednikiem rodzinnych produkcji kinowych, dla samych przywoływanych przez nie wspomnień i nostalgii warto zasiąść przed odbiornikiem. Oby tylko nie przyznać się głośno, że wciąż boimy się Buki.

Muminki (1990)Muminki (1990)

Ada Kotowska