DIY: PUNKOWA REBELIA

We Are The BestWe Are the Best!
Szwecja, Dania, 2013, 102′
reż. i scen. Lukas Moodysson,
zdj. Ulf Brantås, wyst.: Mira Barkhammar,
Mira Grosin, Liv LeMoyne

„Punk jest martwy” – szydzi jedna z tych popularnych w szkole dziewczyn, noszących róż i wiecznie żujących gumę. Są lata 80. i trwa schyłek świetności Sex Pistols, słabnie kult The Clash. To i jeszcze na dodatek własny brak umiejętności gry na jakimkolwiek instrumencie? Trudno o cięższy krzyż do udźwignięcia przez zbuntowane wyznawczynie zaangażowanego społecznie gitarowego zgiełku.

We Are the Best! w reżyserii Lukasa Moodyssona przedstawia nam dwie przyjaciółki. Bobo ma żyjącą własnym życiem krótką fryzurę, nosi okrągłe okulary, a na obiad jada podgrzane w tosterze paluszki rybne. Bardziej od niej pewna siebie Klara przy pomocy mydła formuje na głowie irokeza i w wolnej chwili myśli o zbliżającej się nuklearnej zagładzie. Obie buntują się przeciwko całemu światu, brzydzą muzyką pop, gardzą Joy Division i wpadają w rozpacz na widok radosnych podskoków koleżanek z klasy do rytmu Don’t You Want Me. Postanawiają więc założyć kapelę.

Doświadczyliśmy tego chyba wszyscy – niezadowolenie ze swojego wyglądu, nieznośni rodzice, uczucie wyobcowania, pierwsze niezręczne randki i miłosne rozczarowania. We Are the Best! jest niezwykle rzadkim przykładem filmu, który wydaje się opowiadać o wczesnych latach dojrzewania nie przez pryzmat nostalgii dorosłych, ale raczej właśnie z punktu widzenia samych dzieci. Nie znajdziemy tam tak dobrze znanej nam z dużego ekranu walki z kolejnymi przeciwnościami losu i wytrwałego dążenia do ostatecznego celu. Zamiast tego są zwykłe codzienne problemy, które znane są chyba wszystkim tym, którzy kiedykolwiek byli młodzi. Pojawiają się kłopoty z koleżankami z klasy, lekcjami wychowania fizycznego, alkoholowymi eksperymentami, rozwiedzionymi rodzicami i przystojnymi muzykami. Nawet jeśli te pomniejsze wydarzenia nie zaważą na losach świata, na pewno zmieniają każdy dzień życia zbuntowanego trio.

Trio, bo nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy Bobo i Klara zdały sobie sprawę, że ich anarchistyczna piosenka Hate the Sport potrzebuje jednak odrobinę więcej muzycznych umiejętności i zrekrutowały grającą na gitarze utwory religijne blondwłosą chrześcijankę. Hedwiga, choć pozornie nie mogłaby być bardziej różna od niepokornej dwójki, tak jak i one należy do grona szkolnych wyrzutków. Nie ma żadnego znaczenia, że założony przez bohaterki zespół (pozbawiony zresztą nazwy) nie przechodzi tym samym magicznej transformacji i pozostaje daleki od wkroczenia na wyżyny muzycznego kunsztu. Zamiast zgrabnego montażu scen ich kolejnych postępów i sukcesów z budującą muzyką w tle, dostajemy obraz prawdziwej przyjaźni, która potrafi przetrwać nawet bolesne kompleksy i miłosne zawirowania. Już samo istnienie zespołu zapewnia dziewczynom poczucie przynależności i stanowi dla nich sekretne źródło siły.

W przeciwieństwie do bohaterów i bohaterek wielu amerykańskich produkcji podejmujących się próby przedstawienia trudnego okresu dorastania, zasłuchane w Ebba Grön i KSMB przyjaciółki naprawdę mają jakieś zainteresowania i nie poprzestają na biernym dryfowaniu przez życie. Barwne postaci zostają tu po prostu pokazane, a nie nachalnie objaśniane, skutkiem czego jest naturalność i przekonująca motywacja działania. Przyczyny wiarygodności ich losów można doszukiwać się również w fakcie, że film jest adaptacją komiksu autorstwa żony reżysera, która wymyślając przygody swoich bohaterek, czerpała inspirację z własnego dzieciństwa. Sama Szwecja posiada pokaźnych rozmiarów dorobek filmów opowiadających o dziecięcych perypetiach, na którym swoje piętno odcisnęła znana nam z własnego dzieciństwa twórczość Astrid Lindgren. Zwykle są to dzieła grzeczne, pastelowe i pouczające. Stanowi to jednak kolejną tradycję, którą początkujące gwiazdy muzycznej sceny z punkową butą i młodzieńczą werwą bezpardonowo taranują. Ich poczynania są głośne i anarchistyczne, bo i taka jest muzyka, której słuchają.

Zgiełk buntowniczych melodii wypełniający salę kinową w trakcie seansu niemal zawsze znajduje swoje uzasadnienie w przedstawionym świecie. Dziewczyny jadą pociągiem ze słuchawkami na uszach, siedzą na widowni podczas pokazu talentów, dają z siebie wszystko na próbach i razem odsłuchują winyle. Kręcony z ręki i utrzymany w dokumentalnym stylu film Moodyssona osiąga spontaniczność i naturalność zgodną ze świeżością tak bohaterek, jak i wcielających się w nie aktorek. Okazuje się, że niezajmujący się muzyką dorosły mężczyzna z powodzeniem może przedstawić losy 13-letnich dziewczyn, które zakładają punkowy zespół. Bobo, Klara i Hedwiga są silne, samodzielne i nie mają najmniejszego zamiaru wpisywać się w ciasne granice istniejących w kulturze schematów. Ignorują utarte kanony piękna, słuchają innej niż reszta rówieśników muzyki i bronią się przed etykietką „girls bandu”. Ich nie obchodzi czyjakolwiek aprobata. „We are the best” – krzyczą przyjaciółki. I mają absolutną rację.

Alicja Mazurkiewicz