Kadry z filmów modowych Wrwina Blumenfelda
Fascynujący artysta, niezwykły człowiek, pionier w dziedzinie fotografii mody. Erwin Blumenfeld, bo o nim mowa, był jednym z najbardziej innowacyjnych oraz wpływowych twórców XX wieku. Jego dorobek artystyczny jest bardzo bogaty i zróżnicowany: od kolaży, poprzez rysunki i szkice do filmów. Znany jest jednak przede wszystkim ze wspaniałych zdjęć, wśród których szczególne miejsce zajmują fotografie mody.
Erwin Blumenfeld przyszedł na świat w Berlinie w 1897 roku w średniozamożnej żydowskiej rodzinie. W wieku dziesięciu lat otrzymał od wujka swój pierwszy aparat i od tamtej pory już się z nim nie rozstawał. Jednym z jego pierwszych znanych zdjęć jest wykonany w wieku czternastu lat autoportret w przebraniu Pierrota, do którego wykorzystał lustro, aby na jednym zdjęciu równocześnie uchwycić ujęcie frontu i profilu twarzy. Po wybuchu I wojny światowej siedemnastoletni wówczas Blumenfeld powołany został do niemieckiej armii, z której szybko próbował zdezerterować. Nie udało się, gdyż zadenuncjowała go jego własna matka. Po wojnie imał się różnych zajęć, choć głównie zajmował się handlem: sprzedawał książki i dzieła sztuki.
W początkach lat 20. związał się z ruchem Dada i pod pseudonimem Jan Bloomfield tworzył rysunki oraz kolaże złożone z fragmentów własnych zdjęć i wycinków z gazet. W 1921 poślubił Lenę Citroen, a rok później urodziła się córka, pierwsza z trojga dzieci pary. Konieczność zapewnienia utrzymania i coraz trudniejsza sytuacja polityczna w Europie pod koniec lat 20. i w latach 30. zmusiła Blumenfelda i jego rodzinę do kilkukrotnej zmiany miejsca zamieszkania: po wyjeździe z Niemiec pojechali do Holandii, stamtąd po kilku latach przenieśli się do Francji, by wreszcie na stałe osiąść w Nowym Jorku.
Okres pobytu we Francji, konkretnie w Paryżu, był bardzo ważny w artystycznym rozwoju Blumenfelda: tam poznał artystów takich jak Henri Matisse czy Georges Rouault, uczył się szkicować i wciąż eksperymentował z fotografią. Jego talent odkrył sławny fotograf Cecil Beaton i polecił Erwina do pracy we francuskim Vogue, mimo iż uważał prace Blumenfelda za aż nazbyt awangardowe i odważne. Skłonny do prowokacji niemiecki artysta w pracy komercyjnego fotografa zachował jednak zdecydowanie więcej powściągliwości, choć jego działa były wciąż oryginalne i zaskakujące. Z czasów pracy dla francuskiej edycji Vogue pochodzi opublikowane w 1939 roku słynne zdjęcie modelki Lisy Fonssagrives, balansującej na krawędzi wieży Eiffla w długiej sukni projektu Luciena Lelong. Po przyjeździe do Nowego Jorku w 1941, artysta niemal natychmiast podjął pracę dla Harpeer’s Bazaar. Ale dopiero nawiązanie współpracy z amerykańskim Vogue w 1944 stało się początkiem najbardziej twórczego i niezwykłego okresu w pracy Blumenfelda. Wspierany przez legendarnego dyrektora artystycznego Vogue, Alexandra Libermana, fotograf szybko zdobywał uznanie i ogromne zainteresowanie.
FOTOGRAF NAJPIĘKNIEJSZYCH
Przed jego obiektywem pozowały wszystkie najpiękniejsze i najbardziej wyjątkowe kobiety tamtych czasów: Audrey Hepburn, Grace Kelly, Josephine Baker, Marlena Dietrich czy Carmen Dell’Orefice, najstarsza obecnie pracująca modelka, odkryta zresztą przez Blumenfeda gdy miała szesnaście lat. Fotograf miał niezwykłe podejście do pięknych kobiet, sprawiał, iż w jego towarzystwie czuły się wspaniale i rozkwitały przed obiektywem, czego efektem były zachwycające zdjęcia.
Szczególne było jego podejście do fotografowanych modelek i modeli, ale także do techniki fotograficznej. Blumenfeld, samouk, niemal od początku swojej przygody z fotografią chętnie przeprowadzał eksperymenty w ciemni: solaryzacja, podwójne czy nawet potrójne naświetlanie, kombinacja pozytywów i negatywów. Nie przestrzegał zasad: jeżeli instrukcja do filmu zabraniała wystawiania kliszy na temperaturę powyżej pokojowej – gotował go; jeśli klisza nie mogła być trzymana w temperaturze niższej niż około 26 stopni – wrzucał ją do zamrażarki i w ten sposób uzyskiwał ciekawe efekty na powierzchni zdjęcia. Tworzył niezwykłe obrazy wykorzystując możliwości jakie daje kolorowa fotografia, ale to czarno-białe ujęcia, głownie nagich kobiet, są przez krytyków uznawane za najlepsze wśród jego prac. Artysta potrafił fotografować nagość w taki sposób, aby zdjęcia były przede wszystkim piękne i pełne wyrafinowanej elegancji, a tylko odrobinę kojarzyły się z erotyką.
FOTOGRAF MODY
Dokumentowaniem mody Blumenfeld zainteresował się stosunkowo późno: przygodę z fotografią rozpoczął już w wieku 10 lat, ale pierwsze zdjęcie mody – dla francuskiego Vogue’a – wykonał dopiero w 1938 r., na krótko przed swoimi czterdziestymi urodzinami. Po części z konieczności utrzymania rodziny, a po części z powodu satysfakcji, jaka się z tym wiązała, po tych późnych początkach, przez kolejne trzy dekady, niemal do samej śmierci, fotograf tworzył portrety pięknych kobiet w zachwycających kreacjach. Pracował dla najlepszych: wśród jego pracodawców można wymienić takie nazwiska jak Elisabeth Arden czy Helena Rubinstein; współpracował też z kosmetycznym potentatem – firmą L’Oreal. Wykorzystywał swoją niezwykłą wyobraźnię, kreatywność i artystyczne doświadczenie wpływając na to, jak tworzono reklamy mody i magazyny modowe w latach 40., 50. i 60. Doskonałe zrozumienie estetyki Avant-Garde, umiejętność eksperymentowania z techniką fotograficzną i niezwykły pragmatyzm przyciągały do niego bardzo wpływowych dyrektorów artystycznych pism i bogatych klientów pragnących by tworzył dla nich reklamy. To wszystko sprawiło, że niemiecki artysta stał się najbardziej znanym i najlepiej opłacanym fotografem mody swoich czasów. Jego zdjęcia ukazywały się w najważniejszych czasopismach poświęconych zagadnieniom mody i urody, nie tylko Vogue czy Harper’s Bazaar, ale także Cosmopolitan i Look. Blumenfeld był twórcą największej liczby okładek Vogue w historii tego magazynu, w tym tych najbardziej znanych, jak choćby The Doe Eye ze stycznia 1950 r. W środowiskach związanych z modą cieszył się tak dużym szacunkiem, iż mógł sobie pozwolić na komfort pracy, na jaki niewielu fotografów mogło liczyć. Wolno mu było wybierać modelki, które będą pozowały do jego zdjęć i decydować, które spośród strojów jakie dostarczyli mu projektanci będą sfotografowane.
MIĘDZY SZTUKĄ A KOMERCJĄ
W jego postawie względem fotografii mody zawsze jednak mnóstwo było sprzeczności. Mimo dużego zaangażowania w pracę dla magazynów modowych czy projektantów ubrań i oczywistego sukcesu, jaki osiągnął w tej dziedzinie, z dużym dystansem, a wręcz niechęcią odnosił się do świata mody. Sam siebie postrzegał jako artystę i pragnął, aby zapamiętano go właśnie takim. Uważał, iż fotografując modę, zachowuje się jak prostytutka. Spośród wszystkich zdjęć, które wybrał do książki My 100 Best Photographs, zawierającej przegląd całej twórczości, nie znalazła się ani jedna fotografia mody. W swojej autobiografii Eye to I lekceważąco wypowiadał się o swoich najważniejszych patronach ze świata mody, m.in. właśnie Elisabeth Arden czy Helenie Rubinstein. Obawiał się, iż w środowiskach artystycznych Nowego Jorku, gdzie pracował, postrzegany jest tylko jako fotograf komercyjny, co może sprawić, że jego pozostała twórczość nie będzie zauważona przez muzea i galerie sztuki, które tak bardzo szanował i w których tak bardzo pragnął pokazywać swoje dzieła.
FOTOGRAF-FILMOWIEC
Mając na uwadze duży sceptycyzm wobec komercyjnej fotografii, zaskakujące jest, iż pod koniec życia, poświęcił niemal sześć lat (okres 1958-1964) na realizację bardzo komercyjnego projektu, polegającego na stworzeniu serii filmów o modzie i urodzie, przypominających swoją formą reklamy. Wydaje się, iż Blumenfeld chciał pokazać, że świat kolorowych magazynów i reklam niekoniecznie musi być pozbawiony klasy i artyzmu. Fascynowały go możliwości, jakie dawała telewizja, która w tamtych czasach zaczynała się dopiero rozwijać. Równocześnie też był rozczarowany wczesnymi, mało udanymi i niezbyt pomysłowymi spotami reklamowymi. Fotograf postanowił udowodnić sobie i innym, że potrafi je stworzyć inaczej – to znaczy lepiej. Filmy przygotowywane były z myślą o zaoferowaniu ich najważniejszym klientom, na przykład Helenie Rubinstein, ale fotograf do projektu tego podszedł z właściwym sobie stylem i wyczuciem i w rezultacie powstały interesujące krótkie formy audiowizualne, które są czymś zdecydowanie więcej, niż zwykłymi reklamami ubrań. Trzeba szczególnie zwrócić uwagę na fakt, iż filmy te były bardzo amatorskie w wykonaniu. Podobnie jak eksperymenty w ciemni, mozolne składanie skrawków taśmy filmowej sprawiało mnóstwo radości artyście zafascynowanemu ideą ruchomych obrazów. Pracy z taśmą 16mm Blumenfeld nauczył się podczas pobytu w Paryżu, w latach 30., gdzie przez pewien czas był bliskim asystentem Jacques Feydera, francuskiego aktora, reżysera i scenarzysty. W wyniku reklamowego eksperymentu powstało kilkanaście pionierskich filmów o modzie, które zapisały się w historii nie tylko mody, ale również sztuki.
Blumenfeld nie musiał chyba tak intensywnie walczyć o postrzeganie go w kategoriach artysty. Wydaje się, że to po prostu było zbędne: jego zdjęcia dla Vogue czy innych magazynów modowych bronią się same – kiedy się im przyglądam, myślę o ich autorze nie jako o „fotografie”, ale „artyście” i gdybym nie wiedziała, że wykonano je z zamiarem reklamowania stroju lub stworzenia okładki do popularnego czasopisma, nigdy nie przyszło by mi do głowy ich komercyjne pochodzenie. Ale przecież Blumenfeld miał prawo mieć wątpliwości – chyba nie mieściło mu się w głowie, że na sztuce można zarabiać; wielu wybitnych twórców tyle szczęścia co on nie miało. Nie mógł przypuszczać, że po latach odbiorcy jego twórczości – przeciętni widzowie, krytycy, galerie sztuki – będą postrzegać jego zdjęcia mody w takich samych kategoriach co kolaże w stylu berlińskiej Dady czy czarno-białe akty z okresu pobytu z Amsterdamie, czyli w kategoriach sztuki. I co najważniejsze: że te zdjęcia także będą wystawiane w najważniejszych muzeach i galeriach świata.
Magdalena Czulak