MIŁA WOJNA DLA TYCH, CO JEJ NIE ZNAJĄ

doc_6523_0Miasto ‘44
Polska 2014, 130’
reż. Jan Komasa, sc. Jan Komasa, zdj. Marian
Prokop, muz. Antoni Łazarkiewicz, wyst. Józef
Pawłowski, Zofia Wichłacz, Antoni Królikowski,
Anna Próchniak, Maurycy Popiel, Filip Gurłacz

Rok 2014 – zapewne ze względu na przypadającą siedemdziesiątą rocznicę powstania warszawskiego – jawi się jako celuloidowa rzeka polskich produkcji o tematyce narodowo-wyzwoleńczej. Po zeszłorocznym, niezbyt udanym debiucie fabularnym Irka Dobrowolskiego Sierpniowe Niebo. 63 Dni Chwały w mniej więcej kwartalnych odstępach pojawiły się dwie produkcje kinowe: oparte na książce Aleksandra Kamińskiego Kamienie na szaniec w reżyserii Roberta Glińskiego oraz Powstanie Warszawskie – kronika filmowa ze współcześnie dodanym komentarzem w formie żołnierskich dialogów z offu (według pomysłu Jana Komasy). Oprócz tego z początkiem września TVP rozpoczęła emisję kolejnego sezonu serialu Czas Honoru o podtytule Powstanie.

W filmie Miasto 44 w reżyserii Jana Komasy przez Warszawę roku 1944 prowadzi nas wstępujący w dorosłość Stefan (Józef Pawłowski), zajmujący się rodziną po śmierci ojca – majora Wojska Polskiego. Kiedy wskutek wypadku Stefan traci pracę, wraz z grupą przyjaciół wstępuje do ruchu oporu. Poznaje tam podobnych sobie, głodnych wrażeń nastolatków, a także młodą sanitariuszkę – „Biedronkę” (Zofia Wichłacz).

Nie ma co ukrywać, że główną grupę odbiorczą filmu stanowi młodzież szkolna, będąca rówieśnikami bohaterów filmu. Komasa rozumie pragnienia młodego widza, co pokazał już przy okazji swojego poprzedniego filmu Sala Samobójców. Potrafi do niego dotrzeć, a także zagrać na jego emocjach. Widzowie, podobnie jak filmowi powstańcy, początkowo traktują wojnę jako zabawę: współczesnego nastolatka, spędzającego godziny przed konsolą grając w wojenne strzelaniny typu Call of Duty i oglądającego horrory z gatunku torture porn (np. seria Hostel), trudno jest zaszokować.

Po dość sielankowym początku filmu, gdzie oglądamy batalion emanujący dziecięcą naiwnością i ekscytacją z powodu uczestnictwa w szkoleniu do walki, dochodzi do pierwszej konfrontacji ze śmiercią. Oddział podąża na misję z uśmieszkiem współzawodnictwa na twarzy, traktując cel, którym jest odbicie przetrzymywanych Żydów, niemal jak sportowe zawody. Jednak Komasa pokazuje, że w zderzeniu ze śmiercią nie ma wygranych i wszyscy cierpią po równo. Gdy pierwszy z członków oddziału ginie podziurawiony serią z karabinu, widzimy, że nie mamy do czynienia z odziałem żołnierzy, ale dziećmi, które drewniane patyki zamieniły na karabiny i w za dużych mundurach „bawią się” w wojnę.

Może zabrzmi to okrutnie, ale w świecie wykreowanym przez młodego reżysera nie ma miejsca dla osób powyżej czterdziestego roku życia, o ile nie są jeńcami wojennymi lub rozrywanymi przez moździerz czy rozstrzeliwanymi pod ścianą mieszkańcami Warszawy. Jeżeli pojawia się dorosła postać, to jedynie w celu uwidocznienia goryczy po utracie bliskich vide postać lekarza, który po poderżnięciu gardła niemieckiemu jeńcowi wojennemu wspomina utratę żony i dziecka. Nawet wśród dowódców oddziałów trudno wypatrzeć kogoś wyglądającego na więcej niż trzydzieści lat.

Jan Komasa pomysłów na uwspółcześnienie legendy powstania ma dużo więcej. W niektórych scenach twórca sprawia wrażenie, jakby nazbyt mocno starał się unaocznić ponadpokoleniowe połączenie, którymi są niezmienność żywiołów wojny i cielesne pożądanie rozpalające pragnienia młodych bohaterów. Przez to niektóre sceny przybierają niezamierzenie groteskowy charakter para głównych bohaterów całująca się wśród świstu kul i wybuchów (oczywiście w zwolnionym tempie) lub uprawiająca seks w walącej się od bomb kamienicy, w rytm muzyki dubstepowej.

Współcześnie nadal, zwłaszcza przy okazji rocznic, trwa spór o sens powstańczego zrywu. Twórcy filmu odżegnują się od tez, że robią film historyczny czy rozrachunkowy. W istocie jest to przede wszystkim opowieść o miłości cierpieniu nie w imię narodu, ale dla ukochanej osoby. Komasa spogląda na wojnę przez pryzmat indywidualnych rozterek emocjonalnych bohaterów, u których zdania na temat sensowności powstańczego zrywu są podzielone, a głównym motywem ich działania są emocje. Ukazuje rozterki, powątpiewanie w sens walki nie tylko pokolenia Kolumbów (osób urodzonych w latach 1920, ukształtowanych przez wojnę), ale i ich rodziców. Matka Stefana nie chce, żeby syn narażał życie, bo nadal nie opłakała utraty męża; natomiast rodzice „Biedronki”, pamiętający bezsensowność poprzedniej wojny, nie chcą narażać swojego życia, będąc przekonanymi, że wraz z końcem niemieckiej okupacji przyjdzie następna, sowiecka.

Estetyce filmu Komasy bliżej jest do Szeregowca Ryana Stevena Spielberga oraz stylistyki wojennych gier wideo, niż do Pearl Harbor Michaela Baya. Podobieństwa można dostrzec w koncepcji poprowadzenia samej fabuły. Film podzielony jest na rozdziały, każda część odbywa się w innej dzielnicy miasta w analogiczny sposób przemieszczamy się między rejonami Francji w Szeregowcu…. Bohaterki Miasta 44 cały czas poszukują Stefana, tak jak oddział Toma Hanksa poszukuje Ryana. Niektóre sceny mają charakter cytatu, bądź polemiki z dziełem Spielberga. Końcowa scena obrony kamienicy oraz motyw porzuconego przez rodziców niemowlaka są niemal wycięte z wyżej wymienionego filmu.

Polska produkcja nie odstępuje pod względem technicznej realizacji od amerykańskich blockbusterów. Widać rozmach inscenizacyjny, ogromny jak na polskie warunki budżet, dbałość o detale (świetne kostiumy i charakteryzacja) oraz efekty specjalne na światowym poziomie. To ostatnie nie powinno dziwić, bo pracę nad stroną wizualną nadzorował Richard Bain, twórca efektów między innymi do King Konga i Incepcji. Dziełu Komasy zdarza się jednak „przedobrzyć” i otrzeć o łatwe efekciarstwo: na przykład w ukazanej w zwolnionym tempie scenie ucieczki bohatera przez ostrzeliwany cmentarz, gdzie nagrobki jeden po drugim pękają przy dźwiękach piosenki Dziwny jest ten świat Czesława Niemena.

Elementem, do którego można mieć zastrzeżenia, jest gra aktorska większości młodej obsady. Poza dziewiętnastoletnią, debiutującą na dużym ekranie Zofią Wichłacz, zasłużoną laureatką nagrody za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą na Festiwalu Filmowym w Gdyni, reszta młodych aktorów nie wypada najlepiej. Często recytują jedynie swoje kwestie, nie akcentując poprawnie wydźwięku sceny. Najbardziej drażni postać Stefana, grana przez Józefa Pawłowskiego trudno jest widzowi utożsamić się z głównym bohaterem i wspólnie przeżywać ziemski koszmar. Kiedy Andrzej Wajda niemal 60 lat temu reżyserował Kanał, przyświecał mu przede wszystkim cel surowego, historycznego rozrachunku z mitem Powstania, wciąż żywym w sercach Polaków. Jan Komasa, świadom, że osób biorących udział w powstańczym zrywie w większości nie ma już wśród nas, postanowił skupić się na uniwersalnych emocjach. Swoim filmem stara się dotrzeć do nowej generacji widzów i pokazać, że pomimo przepaści generacyjnej, zmieniającej się technologii i sposobów komunikacji, nadal najważniejsza jest miłość.

Swój wywód o filmie Miasto 44 zacząłem adagiem Erazma z Rotterdamu i nim też chciałbym zakończyć. Jak pisze filozof: Natura albo raczej Bóg stworzył tę istotę nie do walki, lecz do przyjaźni, nie na zagładę, lecz dla ocalenia, nie dla nienawiści, lecz do miłości.

Mateusz Wiśniewski