Heavy Rain (2010, Quantic Dream)
Ostatnimi czasy jednym z największych komplementów, jaki może sprawić grze recenzent jest określenie jej mianem „filmowej”. Cóż to znaczy? Nie do końca wiadomo. Określenie to jest używane w mediach tak często i w tylu różnych kontekstach, że jego pierwotny sens został gdzieś zatracony. Ogólnie rzecz biorąc, gra która oferuje „filmowe” doświadczenie, pełnymi garściami czerpie z trików używanych przez speców od kina.
O jakie triki chodzi? Zazwyczaj na pierwszy ogień idzie scenariusz – bardziej złożony, pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji i skupiający się raczej na postaciach i wydarzeniach, niż na świecie gry. Dodajmy do tego także mnogość przerywników filmowych, tak zwanych cut-scenek, orkiestralną muzykę i voice acting na najwyższym poziomie. Uwzględnienie tych czynników w grze wideo zdaje się gwarantować jej sukces, prawda? Nie zawsze. Niestety niektórzy twórcy mają tendencję do przesadzania z upodabnianiem swoich gier do filmów, czego skutki mogą być opłakane.
Specjalistą do spraw takich „elektronicznych filmów” wydaje się David Cage, szef studia Quantic Dream i twórca takich hitów jak Fahrenheit (2005), Heavy Rain (2010), czy wydane całkiem niedawno Beyond: Dwie dusze (2013). Każda z tych gier charakteryzuje się dużą dozą wspomnianej filmowości. Dużą do tego stopnia, że miejscami całkowicie odchodzi od konceptu gry wideo, zamieniając się raczej w interaktywne widowisko. I tak, mamy całą masę przerywników filmowych, fabuły trzymające w napięciu i najwyższej klasy voice acting. W tej ostatniej kategorii króluje Beyond: Dwie dusze, w której głosów i twarzy głównym postaciom użyczają Ellen Page oraz Willem Dafoe. Także graficznie i dźwiękowo gry nie zawodzą. Muzyka zawsze stoi na wysokim poziomie, a grafika w Heavy Rain czy Beyond: Dwie dusze dosłownie zwala z nóg mnogością szczegółów, płynnością animacji i wyglądem postaci.
Beyond: Two Souls (2013, Quantic Dream)
Niestety, Cage chyba na tyle skupia się na prezentacji swoich dzieł oraz na tym, by uczynić je jak najbardziej podobnymi do hollywoodzkich produkcji, że zapomina o najważniejszym elemencie każdej gry – grywalności. Mechanika każdej z gier Quantic Dream różni się od siebie tylko kosmetycznie. Gracze są najpierw zmuszeni do wykonywania całego szeregu arbitralnych, codziennych czynności, takich jak poranna toaleta czy przygotowanie śniadania. Ich celem miało być zapewne zaznajomienie ze sterowaniem, oraz z postacią jaką przyjdzie nam kontrolować. Przez wykonywanie pozornie nic nie znaczących rzeczy, mieliśmy się poczuć bardziej związani z bohaterem, przez co doznania płynące z gry powinny być silniejsze. Niestety, efekt jest zgoła odmienny. Kiedy po raz kolejny jesteśmy zmuszeni do zrobienia kawy czy ogolenia się, odczuwamy nic innego, jak potworne znużenie. Ale przecież to nie może być cała gra, prawda? Na pewno wszystko się jeszcze rozkręci!
No i rozkręca się. Zazwyczaj w niesamowicie idiotyczny sposób. Szczególnie widoczne jest to na przykładzie Fahrenheita oraz Beyond: Dwie dusze. W tym pierwszym historia zaczyna się niczym najlepszy thriller – postać prowadzona przez gracza budzi się w publicznej toalecie i odkrywa, że właśnie popełniła morderstwo. Problem w tym, że nic z tego zdarzenia nie pamięta. Po zniszczeniu dowodów i ucieczce z miejsca zbrodni, Lucas Kane (bo tak nazywa się protagonista) postanawia dowiedzieć się prawdy i oczyścić swoje imię. Brzmi świetnie! Niestety tylko do czasu. W czasie rozgrywki okazuje się, że w sprawę wplątane są tajemnicze kulty, starożytni Majowie, dziecko, które według przepowiedni ma ocalić świat, obca technologia oraz nadludzkie moce. Nagle Fahrenheit z trzymającego w napięciu pościgu za prawdą, staje się mieszaniną thrillera, science- fiction, horroru i na dobrą sprawę komedii (to zasługa jednego z detektywów tropiących Lucasa – Tylera – chyba najbardziej rasistowskiej reprezentacji czarnoskórego policjanta w dziejach) oraz romansu, za sprawą obowiązkowego wątku miłosnego. Gra chce być tym wszystkim naraz, przez co wyjątkowo słabo wychodzi jako spójna całość. Fahrenheit jest typowym przykładem przekombinowania fabularnego. Nie od dziś wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.
Fahrenheit (2005, Quantic Dream)
Beyond: Dwie dusze to już inna bajka. Gra od samego początku wprowadza czynnik nadnaturalny w postaci Aidena, bezcielesnego bytu, który na krok nie odstępuje głównej bohaterki, Jody (granej tutaj przez Ellen Page). Dodatkowo, rozgrywka podzielona została na rozdziały – każdy z nich reprezentujący inny moment w życiu protagonistki – od dzieciństwa do dorosłości. Warto także dodać, że rozdziały nie zostały uporządkowane w kolejności chronologicznej. Nigdy więc nie wiadomo, co czeka nas za chwilę, przez co gracz trzymany jest w ciągłej niepewności. Z jednej strony, jest to świetny zabieg, dzięki któremu fabuła pozostaje zaskakująca aż do końca rozgrywki. Z drugiej jednak, mnogość wątków, postaci oraz całkiem spory rozstrzał czasowy (mowa tu o kilku dekadach z życia bohaterki), sprawiają, że bardzo łatwo zgubić się w tego typu konstrukcji fabularnej. Ponadto, duża ilość wątków pozostaje bez wyjaśnienia lub oferuje wyjaśnienie naciągane, albo prostu głupie (przykładem czego jest chociażby pochodzenie Aidena czy „demonów” spotykanych w grze). Nie pomagają także postacie, które skonstruowane są w kompletnie niewiarygodny sposób. Mamy Jodie, która w teorii powinna być samodzielną silną bohaterką, lecz w praktyce jej zależność od innych ludzi czy bezcielesnych bytów kompletnie przeczy temu konceptowi. Mamy doktora Nathana Dawkinsa (w tej roli jak zawsze świetny Willem Dafoe), który od początku stara się zastąpić Jodie ojca, jednak w końcowych chronologicznie rozdziałach, jego charakter zmienia się kompletnie, a wyjaśnienie tej zmiany jest, delikatnie rzecz ujmując, niesatysfakcjonujące.
Błędy w fabule to nie jedyne komputerowe grzechy Davida Cage’a. Chyba największą bolączką produkcji Quantic Dream jest polegania na różnego rodzaju schematach, stereotypach i tanich sztuczkach. Tym sposobem mamy do czynienia z całą plejadą stereotypów rasowych, od wspomnianego wcześniej Tylera, przez starego chińskiego sprzedawcę (pełniącego rolę zarówno mędrca jak i szarlatana,który nawet w XX wiecznym Nowym Jorku nie rozstaje się z tradycyjnym chińskim strojem) w Fahrenheit, aż po silnie uduchowionych Indian, którzy mieszkają na pustyni, hodują konie i rozmawiają z duchami w Beyond: Dwie dusze.
Oprócz stereotypów rasowych, Cage zdaje się lubować także w płciowych. Wyżej wymieniona Jodie, to tylko jedna z pozornie silnych bohaterek. W Heavy Rain jedną z postaci grywalnych jest młoda dziennikarka, Madison Paige. W ciągu całej gry bierzemy udział w mini-grach związanych z nakładaniem makijażu, rozbieranym prysznicem, czy odparciem ataku niedoszłych gwałcicieli (i to aż dwa razy!). Zresztą, nie tylko Madison ma problem z natrętami, także Jodie musi kilkukrotnie (!) bronić się przed napaścią seksualną. Uwzględnienie takich scen można uznać za specjalny manewr, który zwraca uwagę na podobne problemy w realnym świecie. Owszem, jest w tym ziarno prawdy, jednak i Heavy Rain, i Beyond: Dwie dusze zdecydowanie nadużywają takich sekwencji i konsekwentnie stawiają swoje bohaterki w pozycji ofiary oraz znacznie je uprzedmiotawiają.
Heavy Rain (2010, Quantic Dream)
Warto też wspomnieć o bezdomnych, którzy pojawiają się w każdej z wyżej opisywanych produkcji. Pełnią oni tutaj rolę pokrzywdzonych przez los, ale zawsze nobliwych ludzi. Często ci nieszczęśnicy wiedzą więcej o sytuacji gracza, niż daliby to po sobie poznać i zawsze służą pomocą i radą. Zastosowanie tego typu obrazu bezdomności, pokazuje wrażliwość twórców gier na ten konkretny problem społeczny. Niestety, ekipa Quantic Dream zdaje się mieć jedynie mgliste pojęcie o życiu na ulicy, przez co ludzie bez dachu nad głową są przedstawieni w sposób dość nierealny, a wręcz bajkowy. Tym niemniej, bezdomność jest tematem rzadko spotykanym w grach wideo i jej obecność w produkcja Quantic Dream, jaka by ona nie była, się chwali.
Filmowość w grach wideo nie zawsze jest jednak czymś złym. Rozmach serii Mass Effect, czy wartość artystyczna tytułów spod szyldu Metal Gear Solid tylko utwierdzają w takim przekonaniu. Trzeba jednak mieć na uwadze, że gry wideo i kino to dwa zupełnie różne media, które łączy ledwie kilka elementów. Wykraczanie poza ramy danego medium, powinno być dobrze przemyślane, aby nie wytworzyć zlepki kilkunastu własności filmów i gier, która zawiedzie zarówno na jednym, jak i na drugim polu. Fahrenheit, Heavy Rain i Beyond: Dwie dusze wciąż mogą zapewnić całą masę zabawy. Same ich walory estetyczne wystarczą, żeby sięgnąć po te tytuły, a historie, mimo nieskończonej ilości zgrzytów małych i dużych, potrafią momentami wciągnąć. Jednak ich pierwotne założenie, a mianowicie synergia dwóch najpopularniejszych mediów w branży rozrywkowej, zostało kompletnie przeinaczone. Niektóre rzeczy powinny pozostać oddzielone od siebie po wsze czasy.
Wojciech Nowak