USA 2013, 120′
Reż. James Gray,
scen. Ric Menello, James Gray,
zdj. Darius Khondji,
muz. Christopher Spelman,
wyst. Marion Cotillard,
Joaquin Phoenix, Jeremy Renner
Jej serce jest złote, a spojrzenie jaśniejące blaskiem tysiąca gwiazd. Ukojenie znajduje w żarliwej modlitwie, a dla ukochanej siostry zdobyłaby się na każde poświęcenie. Od świętości wydawał dzielić się ją już tylko jeden krok. Prostytucja.
Bohaterką Imigrantki jest Ewa (Marion Cotillard), która pragnąc zostawić za sobą tragiczne wspomnienia z czasu I wojny światowej, opuszcza Polskę i wyrusza wraz z siostrą do Ameryki. Na miejscu jednak ta druga zostaje natychmiast zatrzymana z powodu choroby, a sama Ewa spotyka się z oskarżeniem o prostytucję i dowiaduje się, że adres zamieszkania jej wujostwa nie istnieje. Przed deportacją w ostatniej chwili ratuje ją nieznajomy, którego bezinteresowność tylko przez chwilę stoi pod znakiem zapytania. Bruno (Joaquin Phoenix) co prawda obiecuje kobiecie pomoc w uwolnieniu siostry, ale ceną za to ma być jej własne ciało.
Historia opowiadana przez Jamesa Graya przywodzi na myśl największe produkcje klasycznego Hollywoodu. Tak jak niegdyś na srebrnym ekranie czyniła to Bette Davis czy Joan Crawford, tak i Marion Cotillard stawia czoło niekończącym się przeciwnościom losu, których głównym sprawcą jest nikczemny mężczyzna. Tym czarnym charakterem jest właśnie Bruno, zarządca nie tylko prymitywnej burleski, ale i burdelu. Jednak bohater grany przez Joaquina Phoenixa wychodzi poza schemat naczelnego łajdaka filmu. Darzy szczerym uczuciem Ewę, ale jednocześnie nie potrafi przezwyciężyć własnej natury ukształtowanej przez lata zaciętej walki o przetrwanie. W konwulsjach miota się pomiędzy rolą człowieka interesu a zakochanego mężczyzny.
O ile postać Bruna wymyka się prostym kategoriom dobra i zła, tak od Ewy wydaje się bić blask prawdziwej świętości. W męczeńskim milczeniu znosi kolejne spotykające ją krzywdy i z miłości do siostry składa w ofierze swoje własne ciało. Ciało, które zresztą w dużej mierze pozostaje nieobecne na ekranie. Reżyser opiera się pokusie erotyzacji głównej bohaterki i mimo prowadzonego przez nią stylu życia, jej nagość do końca stanowi wielką tajemnicę. Kamera, zamiast lustrować wdzięczne krzywizny sylwetki Cotillard, tonie w otchłani jej lśniących oczu. Bezkresna udręka ich spojrzenia raz za razem wypełnia ekran.
Religijność Ewy jest nieustannie podkreślana – bohaterka modli się, spowiada i cierpi z powodu popełnionych grzechów. Widać w przekonaniu Graya jest to, wraz z biedą, prostolinijnością i ekstremalnym patriarchatem, jeden z kluczowych elementów składających się na polskość. Niestety w przypadku bohaterki Imigrantki wiąże się to również z osobliwym i nieporadnym akcentem. Bez wątpienia godne podziwu jest uszanowanie odrębności językowej bohaterów i zdolność aktorki do zapamiętaniu tak długich, a przy tym niezrozumiałych dla niej kwestii. Szkoda tylko, że efekt końcowy nie ma zupełnie nic wspólnego z naturalnością. Cotillard skrupulatnie wypowiada rozbudowane polskie dialogi, ale zatrzymuje się na poziomie pustego i niezbyt poprawnego deklamowania. Na emocje i wiarygodność nie ma już miejsca.
Nieprzekonująca jest również sama opowiadana nam historia. Uczucia łączące bohaterów klimatem przypominają owiewaną lodowatym wiatrem śnieżną pustynię, a głębia osobowości Ewy mieści się w szufladzie wypełnionej kliszami pobożnej Polki i cnotliwej prostytutki. Wszystkiego dopełnia trójkąt miłosny, którego to trzeci element co jakiś czas znienacka wyskakuje niczym diabeł z pudełka. Mimo zaangażowania w tę specyficzną relację nieco większej liczby osób, niż nakazuje to tradycja, żaru i uczucia nie starczyłoby choćby na przeciętną miłostkę. Nawet niekończące się pasmo krzywd spotykających bohaterkę pozostawia nas nie wciśniętych w fotel, ale zobojętniałych i z trudem powstrzymujących ziewanie.
Pomimo otaczającej ich ze wszystkich stron niesprawiedliwości i przemocy, bohaterowie wciąż wierzą w możliwość urzeczywistnienia swoich marzeń.Ewa nie zważając na cierpienia, jakich jej przysporzyła ta położona za oceanem kraina, kurczowo trzyma się nadziei na szczęśliwe życie i nie dopuszcza do siebie myśli o powrocie w rodzinne strony. W tle jej pełnych niedoli losów nie przestaje nieśmiało tlić się iskierka amerykańskiego snu, którego to prawdziwa natura zostaje przed nami obnażona. Wyłaniająca się z mgły Statua Wolności dla wielu jawiła się jako punkt graniczny między tragiczną przeszłością i lepszym jutrem. Imigrantka pokazuje, jak łatwo świat snów może przerodzić się w obiekt najgorszych koszmarów.
Gray obala mit amerykańskiego marzenia i pokazuje kryjący się za plecami Statuy Wolności brutalny świat, ale nie potrafi wyrwać się z więzów gatunku. Tworząc Imigrantkę posługuje się pełnym kompletem narzędzi klasycznego melodramatu. Pewną ręką sięga po osierocenie, gruźlicę, zniesławienie, odrzucenie przez bliskich, moralne rozterki, miłosny trójkąt i morderstwo. Efektem jego pracy jest stylowy kolaż schematów i klisz, który nie stanowi najmniejszej konkurencji dla najgłośniejszych tytułów gatunku. Tu nawet świętość prostytutki można skwitować dyskretnym ziewnięciem.
Alicja Mazurkiewicz
Film można zobaczyć w Kinie Pod Baranami.