LESBIJKI W UNIFORMIE

orange_is_the_new_black_1Orange Is The New Black (2013-, Jenji Kohan)

Główną bohaterką najnowszego serialu stworzonego przez Jenji Kohan, autorkę wielokrotnie nagradzanej Złotymi Globami i Emmy Trawki (2005-2012), po raz kolejny jest kobieta. Tym razem scenarzystka umieszcza ją z dala od amerykańskich suburbiów i osadza w zakładzie karnym. Przedstawicielkę amerykańskiej klasy średniej pozbawia kontaktu z narzeczonym i najbliższymi przyjaciółmi, pozostawiając jej jedynie jaskrawopomarańczowy uniform oraz podręcznikową wiedzę zdobytą z poradników o życiu w więzieniu.

Wydaje się, że Piper Chapman po prostu nie ma szczęścia. Zakochuje się w Alex (w tej roli znana głównie z serialu Różowe Lata 70. Laura Prepon), która pechowo zajmuje się przemytem pieniędzy pochodzących ze sprzedaży narkotyków. Gdy za namową partnerki Piper jednorazowo decyduje się pomóc w nielegalnym przedsięwzięciu, przestępstwo wychodzi na jaw i to w dodatku dekadę później, na dwa lata przed terminem przedawnienia, gdy kobieta wiedzie już ustatkowane życie z mężczyzną (Jason Biggs). Dobrowolnie poddaje się karze 15-miesięcznego pozbawienia wolności i nieszczęśliwie pierwszego dnia pobytu w Litchfield Prison przez przypadek obraża szefową kuchni. Pech (znowu!) chce, że oprócz przymusowej głodówki zmagać musi się również z zalotami uchodzącej za niespełna rozumu Szalonookiej. Kobieta w jasnowłosej Chapman dostrzega idealną kandydatkę na żonę. Już po pierwszym odcinku łatwo jest się domyślić, że będzie to historia przedstawiająca perypetie typowego „świeżaka”, który nie tyle próbuje ustanowić swoją silną pozycję („nie okazuj słabości”, mówi poradnik!), co po prostu nie angażować się w ryzykowne sytuacje i w spokoju odbyć karę. Im bardziej Chapman próbuje pozostać na uboczu, tym mniej jej się to udaje i wbrew własnym intencjom staje się uczestnikiem kolejnych absurdalnych wydarzeń. Jednak Orange is The New Black to łakomy kąsek nie tylko dla wielbicieli humoru nieograniczonego przez cenzurę publicznej telewizji oraz fanów książki, na której po części opiera się scenariusz – Orange Is The New Black: My Year in a Women’s Prison autorstwa Piper Kerman. Internetowe komentarze świadczą o tym, że w poszczególnych historiach więźniarek widzowie dostrzegają coś więcej, niż ciekawie poprowadzone tragikomiczne wątki, a pozytywny odzew, również ze strony środowisk LGBT (nagroda Gay & Lesbian Alliance Against Defamation) może sugerować, że kolejny serial Netflixa jest w pewnym sensie przełomowy. Potwierdza to fakt, że przez wielu uznany został za produkcję, która nowatorsko łamie nie tylko stereotypy dotyczące postrzegania różnic seksualnych i społecznych, ale również zmienia sposób przedstawienia różnorodnych kobiet na ekranie.

Zamknięta przestrzeń więzienia wyznacza określony sposób prowadzenia postaci, uniemożliwiając charakteryzowanie jej poprzez znane bohaterowi środowisko i relacje z bliskimi mu ludźmi. Kohman co prawda niektóre kobiety stawia na pozycji uprzywilejowanej, retrospektywnie rozbudowując ich wątki, ale z punktu widzenia rozwoju akcji najważniejsza jest teraźniejszość. W Litchfield nie postrzega się ludzi przez pryzmat konkretnych związków, rodzicielstwa czy wykonywanego wcześniej zawodu. Tożsamość tworzona jest na bieżąco, na potrzebę więziennych warunków. To właśnie dlatego Red (Kate Mulgrew), wcześniej niepewna siebie i zabiegająca o sympatię innych ludzi, w więzieniu ma szansę być osobą, której zdanie należy respektować. Podobnie jest z główną bohaterką – dotychczasowe życie, związane z nim konkretne osoby i wartości stopniowo przestają być dla Piper punktami odniesienia, bo nie przystają do więziennej rzeczywistości.

Gdy Chapman, jeszcze zdezorientowana i oszołomiona nową sytuacją, wchodzi do stołówki, jej oczom ukazuje się cały przekrój więziennej mikrospołeczności. Podobnie jak w filmach adresowanych do nastolatków, tak i tutaj wydłużone stoły skupiają wokół siebie grupy podobnych osób, tyle że miejsce nastoletnich kujonów, przeciętniaków i popularnych zajmują leciwe matrony, krzykliwe Afroamerykanki i zabobonne Latynoski. Scenarzystka ten niezwykle barwny zbiorowy portret rysuje pewną ręką, wcale nie bojąc się czerpania pełnymi garściami z kulturowych klisz. Wprost przeciwnie, czyni z nich atut. Podział wyznaczany przez kryteria rasowe i wiekowe w Litchfield obserwować można nie tylko podczas spożywania posiłków. Widoczny jest też w konstrukcji siatki powiązań i wpływów między więźniarkami, a nawet w rozmieszczeniu kobiet w budynku. Paradoksalnie jednak te jaskrawe różnice nie odgrywają decydującej roli w stosunkach między osadzonymi i bardziej sprzyjają niewybrednym, ale żartobliwym przytykom, niż są źródłem konfliktów czy dyskryminacji. W konsekwencji więzienie, siłą rzeczy niedemokratyczne, w serialowej przestrzeni staje się miejscem, w którym status bohaterek, niezależnie od ich koloru skóry, wyrównuje się.

orange_is_the_new_black_2

Tę swoistą demokratyzację zauważa się również w kwestiach dotyczących orientacji i tożsamości seksualnej, bo dla szerokiego grona widzów serial to świeże spojrzenie na tematykę mniejszości. Tabu nie stanowi tu ani wygląd ciała bohaterek, ani ich jednopłciowe związki. Pozytywnym zaskoczeniem jest wątek Sophii (Laverne Cox), rozwinięty w odcinku wyreżyserowanym przez Jodie Foster. Jest to, jeśli nie pierwszy, to jeden z nielicznych przypadków, gdzie transseksualną więźniarkę gra transseksualistka, a w przedstawieniu jej historii nacisk położony jest na aspekt bardziej uczuciowy niż anatomiczny – wzajemną troskę i rodzinne relacje. Pomimo tego wszystkiego Orange… wcale nie uzurpuje sobie prawa do bycia produkcją przełomową, bo scenarzystka jest daleka od bezceremonialnego poruszania kwestii równości. Twórcy dość liberalnie podchodzą do procesów fizjologicznych, nagości i seksu, ale wątki o podtekście społecznej demokratyzacji wplatają w fabułę subtelnie, jednocześnie nie pozwalając by polityczna poprawność przyćmiła poszczególne historie więźniarek. W tych często przejmujących narracjach odchodzą od definiowania konkretnych społecznych zjawisk i nadają im bardziej ludzki wymiar.

Również w sferze moralnej w Orange… brak jest jednoznacznych odpowiedzi. Chociaż większość bohaterek raczej wzbudza sympatię, to ich decyzje często potwierdzają, że więzienie to szara strefa rozwiązań moralnych. Dotyczy to też Chapman, której plan, by przez cały pobyt w Litchfield trzymać się na uboczu skazany jest na niepowodzenie, bo coraz trudniej jest jej pozostawać bierną wobec przemocy ze strony władzy i współwięźniarki. Mimo przypinania serialowi etykiety przełomowego, Orange… to przede wszystkim produkcja o charakterze rozrywkowym. Wyśmiewa i przejaskrawia stereotypy oraz drwi z przyzwyczajeń białej kobiety z klasy średniej. „Ludzie nawet w najcięższych sytuacjach używają humoru”, mówi Kohan. To właśnie dowcip staje się wspólnym mianownikiem dla przedstawianych w serialu problemów homofobii, seksizmu i machlojek biurokracji. Sądząc po zwiastunie, również w drugim sezonie elementy humorystyczne będą spoiwem dla poważniejszych treści, chociaż otwarcie mówi się też, że nadchodząca seria ma być mroczniejsza od poprzedniej. Na odpowiedź trzeba będzie poczekać do szóstego czerwca.

Monika Boguska