Obrońcy skarbów
(The Monuments Men)
Niemcy, USA 2014, 118’
reż. George Clooney
scen. George Clooney, Grant Heslov
zdj. Phedon Papamichael
muz. Alexandre Desplat
wyst. George Clooney, Matt Damon,
Bill Murray, Cate Blanchett, John Goodman,
Jean Dujardin, Hugh Bonneville, Bob Balaban
Obrońcy skarbów mają kilka elementów, które mogłyby zapewnić filmowi sukces. Po pierwsze – gwiazdorska obsada. Po drugie – bazowanie na autentycznej historii. Po trzecie wreszcie – ukazanie grupy amatorów, którzy podejmują się „misji niemożliwej”. Z jakiegoś powodu jednak George Clooney zamiast komediowość formuły podsycić ironicznymi odniesieniami do kina gatunku, decyduje się na moralizatorstwo
Jest rok 1943. Frank Stokes (George Clooney) dostaje pozwolenie na utworzenie jednostki wojskowej, której celem będzie odnalezienie na terenie Niemiec ukrytych przez nazistów dzieł sztuki. W piętnastominutowej sekwencji formułuje więc ekipę złożoną z ludzi, którzy na potrzeby sytuacji porzucają działalność naukową, przywdziewają mundury i wkrótce, należąc już do The Monuments Men, rozdzielają się, by podążać szlakiem spuścizny m.in. Michała Anioła i Rembrandta, by zwrócić dzieła ich prawowitym właścicielom. W nieco inny sposób poszukiwania rozpoczyna współpracujący z grupą James Granger (Matt Damon). Kiedy reszta zespołu z większym lub mniejszym sukcesem tropi zaginione przedmioty, Granger stara się wydobyć informacje od francuskiej kuratorki sztuki (Cate Blanchett), co okazuje się nie lada wyzwaniem, bo nieufność kobiety została właśnie podsycona prywatną stratą i nieczystymi zamiarami spotkanego niedawno nazistowskiego oficera.
Początek filmu sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z komedią – już sam skład jednostki The Monuments Man stanowi element humorystyczny. Nawet wojskowe mundury, najczęściej wzbudzające skojarzenia z bohaterstwem i walecznością, noszone przez naukowców są raczej przebraniem, podkreślającym ich przywary oraz brak obycia w wojennych warunkach. Niestety szansa, którą daje gra z konwencją filmu wojennego przepadła bezpowrotnie, gdy zamiast w stronę pastiszu historia zaczęła zmierzać w stronę moralizatorskiej opowieści o bohaterstwie. Kwestie wypowiadane przez architektów i historyków sztuki przebranych za żołnierzy gubią swoją ironię i potencjalnie zabawny charakter z chwilą, gdy postać odgrywana przez George’a Clooney’a stopniowo rolę uczestnika opowieści porzuca na rzecz roli narratora. Wypowiadane przez niego słowa są pochwałą niezłomności jego przyjaciół i mają przekonać o konieczności zachowania sztuki dla potomnych. Te górnolotne konstatacje połączone dodatkowo z obrazami unaoczniającymi proces odnajdywania w sobie przez członków The Monuments Man odwagi i poświęcenia dla sprawy, stają się infantylną przypowieścią. Może gdyby twórcy trochę bardziej niż w stronę amerykańskiego moralitetu poszli śladem kultowego serialu komediowego ‘Allo ‘Allo! (1982-1992), który realiom drugiej wojny światowej i wątkowi skradzionego obrazu nadaje prześmiewczy charakter, efekt byłby bardziej przekonujący. Tymczasem treści niesubtelnie przemycone w bezpośrednim komentarzu Franka Stokesa, rażą nie tylko swoją sztucznością. Skutecznie maskują także to, co i bez patetycznej interpretacji, niesie ze sobą wystarczająco dramatyczny ładunek – zachowawczą, ale przejmującą grę Blanchett, czy muzykę Alexandre’a Desplat.
W jednej ze scen porucznik Jeffries (Hugh Bonneville) zanim wyświetli na rzutniku mapę Europy i nakreśli główne cele misji, prezentuje obraz autorstwa Adolfa Hitlera, zaskakując zgromadzonych informacją, że dyktator próbował dostać się na Akademię Sztuk Pięknych. Wykorzystane w Obrońcach skarbów strategie mające rozwijać fabułę, pretendują do bycia błyskotliwymi, ale w rzeczywistości, tak jak przywołany przez porucznika fakt, nie zaskakują. Przeplatające się wątki z każdą minutą tracą swój komediowy potencjał i świeżość, by w ostatniej scenie filmu wybrzmieć rozbuchaną ckliwością. Fabuła odarta z humoru i okraszona podniosłym komentarzem, nie przekazuje widzowi nic poza kilkoma zgrabnymi powiedzonkami, padającymi z ust dobrze znanych aktorów. W wojennej scenerii słowne utarczki między Prestonem (Bob Balaban) a Richardem (Bill Murray), bojaźliwość Waltera (John Goodman) i urok osobisty Jeana (Jean Dujardin) zręcznie podważały status kina wojennego, budując komizm wynikający z nieporadności bohaterów w określonych sytuacjach. Niestety patriotyczno-moralizatorski ładunek sprawił, że początkowe puszczanie oka do widza stało się sztucznym, wykalkulowanym na wzbudzenie wzruszenia, tikiem.
Monika Boguska