Ewolucja seksualności w kinie. Dlaczego sięgamy po torture porn?

255912.1Srpski film (2010, Srdjan Spasojević)

Niewiarygodnym, i zabawnym zarazem, wydaje się z dzisiejszej perspektywy oburzenie, jakie wołał kilkusekundowy film William Heise’a pt. Pocałunek. Był rok 1896, kino rozpoczynało swą przygodę, a ówczesne kategorie „przyzwoite/nieprzyzwoite” wywołują dziś niemały uśmiech i niedowierzanie.

Erotyka istniała w sztuce od zawsze. Wystarczy przyjrzeć się malarstwu i rzeźbie, aby odnaleźć niezliczoną ilość aktów. Fotografia dodała temu tylko pikanterii, wytwarzając w odbiorcy jakże miłą świadomość, że podziwiane właśnie ciało istnieje naprawdę. Film był zatem naturalnym, kolejnym posunięciem.

Kino ewoluuje wraz z ewolucją społeczeństwa. Nikt nie jest lepszym badaczem współczesności czy psychoanalitykiem, niż taśma filmowa. Bynajmniej, nie chodzi tu o dokument. To wszystkie subtelne grymasy, charakterystyczne powiedzonka, wyjątkowa odzież, muzyka, i wiele wiele innych, przemycane gdzieś mimochodem odkrywają prawdę o nas, o świecie w którym żyjemy. To samo tyczy się podejścia do seksualności. Dziś bawią nas oburzenia, jakich dostarczył taniec Asty Nielsen w filmie Przepaść (1910, reż. Urban Gad). Wracając do tego obrazu współcześnie, z całym bagażem człowieka XXI w., trudno powstrzymać uśmiech, będący naturalną reakcją na szarpane wygibasy, które w żaden sposób nie wywołują skojarzeń erotycznych.

afgrunden_001Przepaść (1910, Urban Gad)

Droga była długa. Kodeks Haysa dzielnie stał na straży cnoty przeciętnego widza. Skutecznie blokował zapędy reżyserów do pokazywania przemocy i seksu. Przecież mogłoby to mieć sromotne skutki. Ludzie natychmiast zostaliby pozbawieni swej moralności! Tak to tłumaczono, tak funkcjonowano. Drobny pocałunek (broń boże francuski!) to jedyne na co mogli sobie pozwolić reżyserzy. W kwestii seksu – wszelkie, nawet subtelne sugestie były absolutnie zabronione. Choć, jak się okazuje, nawet ten drobny całus był w niektórych kręgach odbierany jako niemoralny. Nic nie oddaje piękniej tej sytuacji, niż sceny z filmu Cinema Paradiso (1988, reż. Giuseppe Tornatore), w których miejscowy ksiądz przeprowadza cenzurę świeżo dowiezionych filmów, zmuszając pracownika kina do wycinania scen, które mogłyby choć trochę pobudzić parafian.

cinema_paradiso_priest_bellCinema Paradiso (1988, Giuseppe Tornatore)

Sytuacja zaczęła się powoli zmieniać wraz z rozwojem kina noir i pojawieniem się famme fatale. Model kobiety stanowczej, doskonale wiedzącej czego chce i przy tym niesamowicie pięknej, skutecznie odgrywały m.in. Rita Hayworth czy Barbara Stanwyck. Pomimo Kodeksu, ich seksualność działała nie tylko na głównego bohatera, który szybko podporządkowywał się kobiecie, absolutnie zdominowany. Działała także na widza. Lecz mistrzynią w swej kategorii okazała się debiutująca w niedużych rolach w kinie noir, przyszła gwiazda lat 50. – Marilyn Monroe. Nie musiała nic mówić, nie musiała być skąpo ubrana, wystarczyło jej spojrzenie i kilka gestów, by powalić mężczyzn na kolana. Jedyna w swoim rodzaju, z obłędną figurą i niepowtarzalnym spojrzeniem. Stała się ikoną seksu.

W międzyczasie kino pornograficzne rozwijało się swoim tempem. Podobno pierwszy film tego rodzaju powstał już w 1908, choć pierwszy raz na taśmie filmowej nagie ciało zarejestrował sam George Melies (Po balu, 1897). Tak jak wspominałam, nie było to niczym odkrywczym. Pornografia, w takiej czy innej formie, istniała od zarania dziejów. Jednak to przemysł filmowy okazał się być dla tej gałęzi sztuki (?) najbardziej dochodowy, przyszłościowy, a przede wszystkim – najbardziej pożądany.

Kodeks Haysa zniesiono w latach 60. Zmieniło to diametralnie charakter kina. Apogeum osiągnął film Głębokie gardło (1972, reż. Gerard Damiano). Nawet dziś byłoby nie do pomyślenia puszczenie w „normalnych” kinach filmu stricte pornograficznego, zawartego w repertuarze obok bajek czy produkcji sensacyjnych. Lecz tak właśnie stało się w 1972r. Wywołało to niemałe kontrowersje, pociągając za sobą szereg zmian. Kino amerykańskie lat 70. obfituje w erotyzm. Można wspomnieć tu chociażby takie momenty jak scena seksu nastolatków w filmie Halloween (1978, reż. John Carpenter), Sonny z druhną w takim klasyku jak Ojciec Chrzestny (1972, reż. Francis Ford Coppola), onanizowanie się krzyżem przez małą dziewczynkę w filmie Egzorcysta (1973, reż. William Friedkin), czy szereg filmów Woody’ego Allena, których fabuła najczęściej dotyczy problemów seksualnych. Wszystko to, chwilę wcześniej nie do pomyślenia, trwale odmieniło kino. Granice zaczęły się przesuwać coraz bardziej. Tabu przestało istnieć. A wszystko po to, by zszokować widza jeszcze bardziej, by pokazać mu coś, czego jeszcze nie widział.

deepthroatGłębokie gardło (1972, Gerard Damiano)

I tym sposobem narodził się podgatunek torture porn. Gdy zwykły seks przestał być czymś nowym i frapującym, zaczęto myśleć: dlaczego nie połączyć go z drugim najbardziej pożądanym elementem: przemocą?. Tym sposobem twórcy (świadomie lub nie) odwołali się do samego Freuda, który mówił, że życiem człowieka kierują dwa podstawowe popędy: seksualny i do śmierci (przemoc). Wszystko to, zdaniem Freuda, rozwija się we wczesnej fazie dzieciństwa i wynika z kompleksu Edypa (pociąg do matki, chęć wyeliminowania wroga- ojca, męża matki). Torture porn jest jednak czymś o wiele więcej. Sięga do najgłębszych zakamarków ludzkiej psychiki, do naszego niesfornego i prymitywnego id, by wciągnąć nas w obraz pełen przemocy i dostarczyć nam wstydliwej i niechcianej przyjemności. Bo kto z nas chciałby być przedmiotem gwałtu, niezliczonych tortur i wymyślnych sadystycznych eksperymentów seksualnych? W pospolitym rozumieniu normalności, człowiek normalny często nie jest w stanie nawet wyobrazić sobie tego typu czynności. A jednak chłoniemy obraz na ekranie, tylko powierzchownie się nim brzydząc. Niestosownym, ale potrzebnym, wydaje mi się odwołanie w tym miejscu do popularnej ostatnio książki Pięćdziesiąt twarzy Greya (E. L. James). To bezapelacyjnie literatura niskich lotów, zawierająca sporą dawkę masochistycznych czynności seksualnych. Zyskała jednak niesamowitą popularność wśród przeciętnych gospodyń domowych. O czymś to świadczy, prawda?

Torture porn nie jest czymś nowym. Nie istniał jednak od początku. Potrzeba było ewolucji kina, zrozumienia wyczerpania wielu gatunków, by rozwinąć nowe, te odwołujące się do bardziej prymitywnych popędów także. Jednak absolutnym arcydziełem gatunku jest, moim zdaniem, Salo, czyli 120 dni Sodomy (1975, Pier Paolo Pasolini). Film, który do dziś uznawany jest za jeden z najohydniejszych, przesunął granicę, ale zrobił to w tak wielkim stylu, że do dziś ogląda się go z niemałym podziwem. Oto historia kilku przedstawicieli burżuazji w czasie II wojny światowej. Wybierają grupkę młodych ludzi, zawożą do swej willi i poddają serii tortur: słownych, pokarmowych, a na końcu cielesnych. Film wywołuje obrzydzenie, ale jednocześnie chorą przyjemność płynącą z doświadczanego obrazu. Dodatkowo świadomość realności sytuacji (znane nam są niektóre z najbardziej zwyrodniałych zbrodni wojny, zatem i to mogło mieć miejsce) sprawia, że widz zupełnie inaczej odbiera film. Za żadne skarby nie chcielibyśmy się znaleźć na miejscu tych ludzi, a jednak patrzymy. Pasolini używa fenomenalnego zabiegu, by uświadomić nam tą niemożliwą do przewalczenia potrzebę podglądania (widoczną także w filmie: Nieuchwytny, 2008, reż. Gregory Hoblit). W finałowej scenie umieszcza swoich bohaterów w oknie, przez lornetkę przyglądających się torturom i gwałtom mającym miejsce na podwórku. Bohaterowie zmieniają się: to biorą czynny udział w „zabawach” na dziedzińcu, to podglądają te „zabawy”. Widz w tym momencie uświadamia sobie, że i on jest takim podglądaczem. Czy chciałby także znaleźć się na dziedzińcu?

salo-tortureSalo, czyli 120 dni Sodomy (1975, Pier Paolo Pasolini)

Kolejnym filmem, będącym kwintesencją torture porn, to Srpski film (2010, Srdjan Spasojević). Nawet sam William Friedkin w jednym w wywiadów wyznał: każdy powinien ten film obejrzeć. Fabuła opowiada o podstarzałym (jak na te branże) aktorze filmów pornograficznych, który z powodu problemów finansowych podejmuje się jeszcze jednego, ostatniego zlecenia. Wielu widzów określa ten obraz jednym wyrazem: chory. Lecz jest w tym wszystkim coś więcej. Srpski film jak żaden inny uwydatnia jak daleko posunęło się kino. Finałowa scena (by nie psuć suspensu, nie zdradzę jaka) jest tego najlepszym przykładem. Choć wielu się ze mną nie zgodzi, uważam, że film ten jest faktycznie godny uwagi. Montaż, poprowadzenie historii, a nawet główny bohater – wszystko współgra ze sobą tworząc obraz chorego umysłu, wcale nie tak odległego od realnego świata, jakbyśmy chcieli myśleć.

pdzEsgQSrpski film (2010, Srdjan Spasojević)

Szczególnie w ostatnich latach, otrzymaliśmy wiele obrazów wykrzywiających seksualność i ukazujących jej skrajne, zwyrodniałe preferencje. Sam seks już nas nie zaskakuje, więc chcemy więcej. Oglądamy zatem Nekromantik (1987, Jörg Buttgereit), Guinea Pig (1985, Hideshi Hino), Ostatni dom po lewej (1972, Wes Craven; luźna interpretacja Źródła Bergmana), Martyrs (2008, Pascal Laugier) czy Ludzką Stonogę (2009, Tom Six) i w zasadzie dlaczego? Otóż z tego samego powodu, dla którego oglądamy filmy w ogóle. Chcemy doświadczyć czegoś, czego w życiu codziennym prawdopodobnie nie doświadczymy. Chcemy się z tym zmierzyć i zastanowić co ja bym w takiej sytuacji zrobił?. Nie zawsze musi to oznaczać, że CHCIELIBYŚMY tego doświadczyć. Najzwyczajniej w świecie jesteśmy ciekawi. A skoro ciekawość to pierwszy stopień do piekła

W dobie XXI wieku, niezależnie w która stronę się ruszymy, zawsze natkniemy się na pornografię. Granica inicjacji seksualnej obniżyła się już tak bardzo, że kontrowersyjna niegdyś Lolita (Vladimir Nabokov), nie budzi już większych rewelacji, stając się kolejną, pospolitą historyjką. Słyszeliśmy gorsze rzeczy, widzieliśmy wiele. Zastanawiam się tylko jak daleko to wszystko się posunie i czy jest możliwość przekroczenia granic tych z Srpskiego filmu chociażby. Było już wszystko. Otwieramy przeglądarkę, wpisujemy pierwszą lepszą nazwę popularnego portalu z filmami pornograficznych, przechodzimy do zakładki „Kategorie” i możemy wybierać i przebierać, a każda fascynacja znajdzie dla siebie ujście, nawet ta głęboko fetyszyzowana. Nie ma takiej kategorii, która pozostawałaby tabu. Nie ma. Mamy nekrofilię (Nekromantik, filmy Roba Zombiego), mamy pedofilię. To drugie jest co prawda silnie obwarowane prawnie, ale gdzieniegdzie przemycane są wątki (Srpski film). No właśnie. Czy przesunięciem granicy będzie pornografia dziecięca? Bo chyba TYLKO tego mamy bardzo mało w sieci (i dobrze, rzecz jasna!).

Głównym pytaniem, które moim zdaniem pozostanie bez odpowiedzi, jest: Czy rozwój pornografii jest efektem zmian w społeczeństwie, czy na odwrót – czy to społeczeństwo zmienia się pod wpływem przesuwania granic przez reżyserów? Każdy artysta chce być pionierem. Każdy więc szuka swojej drogi, a niewiele już pozostało nie odkrytych lądów, jeśli w ogóle takowe istnieją. Co nas czeka i jak bardzo wpłynie to na nowe pokolenia – to jest to, co zastanawia mnie najbardziej. Bo wiktorianizm to przesada, ale epatowanie seksem w reklamie budyniu to już ewidentnie zbyt wiele!

Aga Kaczmarek