Artykuł z cyklu –SZUFLADKA „KINO AZJATYCKIE”-
(zobacz poprzednie)
Brata i siostrę (Bhai-Bahen, reż. G.P. Sippy, 1959)
Czasami, niezależnie od odległości i różnic kulturowych, pewne zjawiska pojawiają się w kinie jednocześnie. Włoski neorealizm zainspirował wielu twórców, którzy nagle zdali sobie sprawę z perswazyjnej mocy autentyczności i wiarygodności na ekranie. Tę moc chętnie wykorzystała też kinematografia indyjska lat 50.
Ruch parallel cinema, alternatywa dla mainstreamowego kina indyjskiego, znanego dziś jako Bollywood, był tak zróżnicowany jak same Indie. Cały nurt chętnie byłby postrzegany przez pryzmat dzieł takich jak Trylogia Apu Satyajita Raya: Droga do miasta (1955), Nieugięty (1956) i Świat Apu (1959). Chociaż nie wszystkie filmy parallel cinema utrzymują ten wysoki poziom, to jednak pozostają ciekawym świadectwem swych czasów. Odzyskanie niepodległości w 1947 roku spowodowało oczywiście próbę budowy zjednoczonych Indii. Ze wszystkimi swoimi demokratycznymi walorami, przede wszystkim powszechną dostępnością, kino okazało się centrum odnowy kulturalnej i idealnym medium do szerzenia idei Hindustanu oraz stało się wdzięcznym narzędziem propagandy – jego realizm lewitował w świecie idei, mając porównywalnie tyle samo wspólnego z rzeczywistością, co filmy socrealistyczne. Jak widać, pomimo wszystko, efekt fascynacji neorealizmem nie wprawiłby Włochów w zadowolenie.
W styczniu 2014 roku w kinoteatrze Wrzos na Podgórzu zorganizowany został przegląd kina hinduskiego. Wydarzenie, tak jak i samo jego miejsce, wydawało się oderwane od codzienności. Gdyby znajoma o nim nie wspomniała, nigdy bym się o tym wydarzeniu nie dowiedziała i nadal szukałabym pretekstu do odwiedzenia Wrzosu. W ramach przeglądu pokazywano Czyścibuta (Boot Polish, reż. Prakash Arora, 1954), Teraz Delhi już niedaleko (Ab Dilli Dur Nahin, reż. Rajinder Singh Bedi, 1957) oraz Brata i siostrę (Bhai-Bahen, reż. G.P. Sippy, 1959). Ciekawość wzmagał też fakt, że niełatwo było znaleźć w sieci jakiekolwiek informacje o tych filmach. Takim seansom filmowym nie można odmówić.
Podczas prelekcji kilkukrotnie pojawiło się słowo „neorealizm”, które działa jak zaklęcie magiczne i od razu buduje nasze oczekiwania wobec estetyki filmu. Wolałabym siąść w fotelu kinowym przed wielką niewiadomą, jednak krótka przedmowa już zdążyła zbudować oczekiwania. Po seansie wszystko zaczęło się rozjaśniać, a faktycznie dobrym podsumowaniem było stwierdzenie: „Kraków to świetne miasto, można zobaczyć film hinduski z lat 50., gdy kilka kroków stąd wyświetlany jest Wilk z Wall Street”.
Właśnie to wyrwanie z kontekstu miejsca i czasu było najbardziej uderzające, bo filmy w ramach przeglądu można podsumować jako dobre relikty epoki. Największym problemem Indii tuż po odzyskaniu niepodległości było zjednoczenie całego subkontynentu, co jeszcze nigdy w historii się nie zdarzyło. Nie tylko odmienne dialekty, ale nawet inne rodziny językowe stanowiły poważną barierę między północą, a południem. Pojawił się więc oficjalny język hindi, którym do dzisiaj posługuje się zaledwie połowa populacji Indii. Ogromne różnice historyczne i kulturowe pomiędzy prowincjami także nie ułatwiały sytuacji, dlatego też rozpoczęto poszukiwanie współczesnych herosów i budowę nowych mitów, które miały zjednoczyć mieszkańców kraju. Bohaterami stali się oczywiście Mahatma Gandhi i, być może mniej znany, premier Jawaharlal Nehru. Nowy ład musiał zmierzyć się też z gigantycznymi kastowymi podziałami społecznymi, ubóstwem, bezrobociem i analfabetyzmem. Trzeba było również zwalczyć uczucie bezsilności wobec cierpienia i karmy, za czym musiałaby iść zupełna zmiana postawy życiowej. Kino przebrało zatem funkcję służebną wobec ideologii. Fabuły tych filmów, choć zróżnicowane, były pretekstowe i tendencyjne, a ich schematyczność pod pewnymi względami przypominała polskie filmy socrealistyczne. Jaka więc była formuła filmów z przeglądu?
Czyścibut (Boot Polish, reż. Prakash Arora, 1954)
Po pierwsze, głównymi bohaterami są dzieci, zazwyczaj rodzeństwo, które zostaje rozdzielone. Chłopak utyka w nizinach społecznych, w sferze niedotykalnych lub siudrów. W przestrzeni slumsów musi ciężko pracować, by uniknąć największej hańby – żebrania. Dziewczyna przenosi się do bogatej bramińskiej rodziny i koncentruje się na edukacji. On pozostaje aktywny, co sprawia, że jest nośnikiem ideologii, a ona obiera bierną postawę. Jednak pomimo podziałów społecznych i ekonomicznych rodzeństwo tęskni za sobą – dopiero zjednoczone zaznaje szczęścia.
Po drugie, nowe pokolenie skontrastowane jest ze starym. Dorośli, bezsilni, zdegenerowani, zadłużeni i uzależnieni od alkoholu, ucieleśniają przeszłość, podczas gdy młodzi walczą o poprawę swojego losu, ceniąc pracę ponad wszystko. Poprzez uczciwy zarobek chcą złamać stereotyp biednego Hindusa, biernego wobec karmy. Optymizm wczesnego kapitalizmu uwarunkowuje godność i moralność młodych. W każdym z tych filmów pojawia się młodzieżowy gang uliczny. W zależności od profilu zawodowego albo pomaga głównemu bohaterowi, albo uprzykrza mu życie. W Teraz do Delhi niedaleko grupa sprzedawców ulicznych umożliwia bohaterowi rozmowę z samym premierem Nehru, lecz w Bracie i siostrze gang przestępców nieustannie nęka protagonistę. Apologia młodości, a z drugiej strony motyw młodzieżowych gangów, narzucają skojarzenie z kinem polskim lat 50., gdzie rozśpiewani młodzi murarze z Przygody na Mariensztacie (1954) zderzają się z chuliganami z Końca nocy (1956).
Po trzecie, warstwa wizualna jest wyjątkowo eklektyczna. To prawda, że głównym miejscem akcji staje się ulica, co może przybliżać filmy z przeglądu do estetyki neorealizmu. Jednak plenery uzupełniane są przez zdjęcia w atelier, nierzadko przypominające sceny z Planu 9 z kosmosu (1959). Ponadto do filmów wmontowywano fragmenty dokumentalne i zapisy z kronik filmowych (np. scena Nehru jadącego limuzyną). Chociaż celem takich zabiegów jest zwiększenie realizmu to w rzeczywistości podnoszą stężenie sztuczności.
Teraz Delhi już niedaleko (Ab Dilli Dur Nahin, reż. Rajinder Singh Bedi, 1957)
Kino rozrywkowe pozostaje najlepszym nośnikiem ideologii. Przekaz idealnie ukrywa się w meandrach gatunku i silnego utożsamienia widza z bohaterem. Filmy z przeglądu często wykorzystywały elementy rozrywkowe, co w warstwie fabularnej skutkowało absurdalnymi sytuacjami. W Teraz do Delhi niedaleko na ekranie nagle pojawia się tańczący na środku drogi niedźwiedź, zaś w Bracie i siostrze wierny pies głównego bohatera przedstawia wszystkie znane mu sztuczki. Powtarzający się motyw zwierząt, wykonujących niemal cyrkowe triki, miał może za zadanie złagodzić problemy głównych bohaterów i przenieść je z obszarów dramatu do kina familijnego. Pojawiają się również wątki sensacyjne: kradzieże i przekręty gangu ulicznego, pożar slumsów w Czyścibucie, wreszcie porwanie głównej bohaterki dla okupu w Bracie i siostrze. Oba motywy jednak pozostawiły po sobie wrażenie boleśnie wyrwanych z kontekstu.
Wspomnienie bohaterów narodowych, Gandhiego i Nehru także przewija się w piosenkach czy nawet staje się podstawą całej fabuły, jak w Teraz do Delhi niedaleko, gdzie główny bohater liczy na to, że Nehru osobiście ułaskawi jego skazanego na śmierć ojca. Ukazanie możliwości bezpośredniego kontaktu władzy z narodem, automatycznej naprawy niesprawiedliwości i podziałów społecznych może miało mieć walor perswazyjny, lecz zamiast tego odpłynęło w wyższe warstwy odrealnienia i fantastyki.
Najważniejszym, powracającym motywem pozostaje jednak kupno sukienki przez brata dla siostry czy przez męża dla żony. Ta część garderoby urasta do rangi symbolicznej, będąc jednocześnie źródłem problemów i syntezą wielkich nadziei wczesnego kapitalizmu, obietnicą poprawy życia i wyjścia na moment poza krąg sansarycznego cierpienia, na którym opiera się świat.
Wydaje mi się, że z przedstawionych w przeglądzie filmów tylko Czyścibut przetrwał próbę czasu. Forma pozostałych jest dziś zbyt łatwa do dekonstrukcji. Ten fakt budzi co prawda naszą fascynację, ale również nieprzyjemne zdumienie – czemu te „neorealistyczne” z natury obrazy wydają się tak odległe od rzeczywistości? Nietypowa transparentność tego kina czyni z niego zaskakująco męczący wehikuł czasu. Można wytykać jego błędy, brak żelaznej logiki czy niezrozumiałe dla dzisiejszego widza syntezy fabularne, ale nie możemy nie docenić piękna samej istoty tego swoistego wehikułu czasu – otworzenia przed nami świata sprzed sześćdziesięciu lat, zaklętego w filmowych kadrach. A że rzeczywistość zgrzyta? Uznajmy to po prostu za trochę inny rodzaj realizmu.
Maja Korbecka