O końcu świata poradnik niepraktyczny

Donnie_Darko_063

Donnie Darko – o końcu świata poradnik niepraktyczny

 

Fakty nie kłamią. Na podstawie profesjonalnej analizy kalendarza Majów, fachowej interpretacji proroctwa Oriona oraz złowróżbnego wzoru, w jaki ułożyły się dziś fusy na dnie mojego kubka z kawą możemy niezaprzeczalnie stwierdzić, że 21 grudnia 2012 roku nastąpi koniec świata. Pozostał nam niecały miesiąc do apokalipsy, ale przecież jesteśmy na tę okoliczność doskonale przygotowani. Obserwowaliśmy już szalejące żywioły w filmach Pojutrze (2004) i 2012 (2009) Rolanda Emmericha. Kto widział Armageddon (reż. Michael Bay, 1998), wie, że gdy ku Ziemi zmierza asteroida, ocalić nas może tylko grupa robotników zajmująca się na co dzień odwiertami naftowymi. Ci natomiast, którzy spodziewają się Świtu żywych trupów (reż. George A. Romero, 1978) robią notatki instruktażowe na temat sposobów unieszkodliwienia zombie.

Ale jak się zachować, gdy o końcu świata nie informuje nas przerażony głos prezentera telewizyjnego, ani złowieszcze mlaskanie dochodzące od strony ożywionego nagle cmentarza, lecz ogromny królik?

Właśnie taki nietypowy prorok nawiedza tytułowego bohatera filmu Richarda Kelly’ego Donnie Darko (2001). Donnie jest nastolatkiem, który cierpi na zaburzenia osobowości. Pewnej nocy królik o imieniu Frank wywabia go z sypialni, by objawić swoje proroctwo. Tym samym ratuje Donnie’go przed śmiercią – niespodziewanie, tej samej nocy na pokój chłopaka spada silnik samolotowy. Od tej pory Donnie znajduje się pod stałym wpływem swojego wybawiciela. Poddaje się jego woli, próbując jednocześnie przejrzeć plan nowego „przyjaciela” i zrozumieć sens jego zapowiedzi końca świata.

still-of-jake-gyllenhaal-and-jena-malone-in-donnie-darko-large-picture

Donnie, jego ukochana – Gretchen i Frank

Donnie Darko, utrzymany w konwencji młodzieżowego dramatu, z elementami science-fiction i filmu katastroficznego, niespodziewanie stał się dziełem kultowym. Richard Kelly swoją pierwszą pełnometrażową produkcją zaskarbił sobie sympatię widzów, a Jake Gyllenhaal, odtwórca głównej roli, zyskał uznanie krytyków i rzesze oddanych fanek. Film stał się swego rodzaju fenomenem. Niedługo po premierze została wydana jego wersja reżyserska, na prośbę fanów opublikowano także fragment książki pt. Filozofia podróży w czasie, będącej lekturą Donnie’go. Wszystko po to, by fabułę wyjaśnić lub… jeszcze bardziej zagmatwać, prowokując tym samym kolejne pytania. Czy Donnie jest tylko schizofrenikiem, który rozmawia z wyimaginowanymi królikami, czy też wybrańcem zdolnym ocalić świat przed zagładą? Co jest snem, a co jawą? Kim jest Frank? Czy możliwe są podróże w czasie?

Nie można udzielić jednoznacznych odpowiedzi na te pytania, podobnie jak nie sposób dokładnie określić na czym polega wizja apokalipsy w Donnie’m Darko. Richard Kelly zręcznie unika efekciarskiego katastrofizmu, z dystansem podchodzi też do już nieco wyświechtanej interpretacji końca świata jako śmierci jednostki. Właściwie cały film można uznać za projekcję tego, co by się stało, gdyby Donnie nie został zmiażdżony przez silnik. Wspomniana wcześniej Filozofia podróży w czasie sugeruje, że między tzw. Wszechświatem Stycznym a Wszechświatem Pierwotnym, w którym żyjemy, powstałyby znaczące różnice, doprowadzające do zagłady ich obu. We Wszechświecie Pierwotnym wszystko dzieje się zgodnie z przeznaczeniem, każdy podąża wyznaczoną drogą. Unikając śmierci Donnie realizuje we Wszechświecie Stycznym scenariusz, który nie został dla niego przewidziany. Żeby zapobiec zagładzie musiałby wypełnić swoje przeznaczenie i umrzeć, a tym samym zniwelować różnice między obydwoma światami. Bo przecież rachunek zawsze musi być równy.

Taka interpretacja stawia Donnie’go w świetle mesjańskiego tragizmu i górnolotnego poczucia misji. Przede wszystkim jednak film ukazuje dramat wrażliwego nastolatka, niezrozumianego w swoim środowisku i nękanego przerażającymi wizjami. Donnie najbardziej boi się samotności, zwłaszcza w chwili śmierci. Jednak by ocalić swoich najbliższych on sam musi umrzeć. Destrukcja jest formą tworzenia, mówi w pewnej chwili Donnie. Ale czy autodestrukcja mogłaby urzeczywistnić coś, co byłoby warte jej samej? O tym już każdy musi zdecydować sam, również Donnie.

Miłośnicy filmu Richarda Kelly’ego snują wiele domysłów i tworzą coraz to nowsze interpretacje i sposoby jego odczytania. Tak naprawdę, niemal wszystkie one są w jakiś sposób właściwe. To właśnie stanowi o sile Donnie’go Darko. Tym, co przysporzyło filmowi tylu fanów jest też niesamowity nastrój – budzące grozę wypadki i postacie wplecione zostają w wydarzenia dnia codziennego, szkolne perypetie i małomiasteczkowe sensacje. Nie sposób też nie wspomnieć o świetnej ścieżce dźwiękowej, a zwłaszcza o piosence Mad World  grupy Tears for Fears w wykonaniu Gary’ego Julesa, która w połączeniu z końcowymi scenami stanowi wzruszający finał. Jeszcze długo po seansie widz pozostaje pod urokiem Donnie’go Darko, zafascynowany i zaintrygowany nawet bardziej niż przedtem, bowiem dzieło Richarda Kelly’ego raczej prowokuje do pytań niż udziela jakichkolwiek odpowiedzi.

Dlatego też ci, którzy chcą dowiedzieć się czegoś nowego na temat praktycznych sposobów przetrwania apokalipsy lub poznać nowe metody ocalenia rodzaju ludzkiego od zagłady, niech nie tracą na ten film czasu. Już lepiej obejrzeć kolejny odcinek MacGyvera, od którego można się przynajmniej nauczyć jak zrobić karabin ze spinacza. Ci natomiast, którzy nie mają aż tak ambitnych planów na swój ostatni miesiąc przed końcem świata, a chcieliby zobaczyć coś wartościowego, zdecydowanie powinni sięgnąć po film Donnie Darko.

Donnie miał dokładnie 28 dni, 6 godzin, 42 minuty i 12 sekund by przejrzeć plan Franka i ocalić Wszechświat od zagłady. My również mamy niecały miesiąc do zapowiedzianego końca. Być może warto ten czas wykorzystać na próbę odnalezienia odpowiedzi na pytania stawiane w filmie Richarda Kelly’ego, poszukać własnej drogi interpretacyjnej, pobawić się domysłami. A jeśli koniec świata zostanie przełożony o kolejne parę tysięcy lat, przynajmniej nie będziemy mieć wyrzutów sumienia, że marnowaliśmy czas na bardzo pouczające, acz zwykle dość schematyczne i przewidywalne, kino katastroficzne.

Karolina Kacorzyk